Z natury jestem stworzeniem ciepłolubnym. Dla tego jak tylko mogę zmykam na jakieś ciepłe wody, tam jestem u siebie. Ale, nie powiem, jak pojawia się jakaś ciekawa okazja do zwiedzania krain północy, to też nie odmawiam. A jeśli do tego jeszcze ma to być w zacnym towarzystwie, to nie ma o czym gadać, ruszamy.
Ruszyliśmy z Holandii, z Den Helder, na naszym klubowym Gaudeamusie, dla przyjaciół: Gaudek. Kapitan wyznaczył kurs na północny-wschód. Nieźle wiało, ale bez przesady. Płynęliśmy więc sobie spokojnie, nie licząc danin składanych Neptunowi. Nieco emocji pojawiło się, gdy nasz kurs zbliżył się do tzw. „ruty”, czyli szlaku żeglugowego. To, taki dosyć ważny szlak, m.in. do Hamburga, Kanału Kilońskiego itd. Ludzie, jaki tam ruch. Jak na skrzyżowaniu w całkiem dużym mieście. Tyle, że pojazdy nieco większe. Jak się patrzy na taki monstrualny kontenerowiec, który ma na pokładzie kilka pięter kontenerów, to naprawdę trudno uwierzyć, że to pływa. I między takimi potworami mieliśmy się przemknąć aby dotrzeć do zaplanowanego celu, wyspy Helgoland.
Wyspa Helgoland (54o10’N, 007o53’E), a właściwie dwie wyspy, położone są ok. 40 Mm na północ od wybrzeża niemieckiego. Port jest bardzo przyjazny dla żeglarzy. Mimo, że jesteśmy na wodach pływowych, nie ma problemu z podejściem i cumowaniem. A i bosman, jak się okazało, też swój chłop. Wyspa jest interesująca, ze względu na położenie, ukształtowanie i swoją historię.
Obecnie jest to ośrodek turystyczny zamieszkały przez ok. 1500 osób. W powietrzu wręcz czuje się lenistwo. Czas jakoś inaczej płynie. Nie zawsze tak było. Wyspa w minionych czasach przechodziła z rąk do rąk. Także w czasie II wojny światowej była tu niemiecka baza marynarki wojennej. Już na sam koniec wojny, 17.041945 roku Anglicy wysłali na wyspę 1000 bombowców, które zrównały z ziemią wszystko co tam było. Mało tego, jeszcze w 1947 roku próbowali za pomocą ogromnych ładunków wybuchowych „zatopić” wyspę. Na szczęście im się to nie udało. W 1952 wyspę przekazano Niemcom. W historii wyspy, jest też niewielki epizod związany z historią Polski. Tam właśnie zmarł i został pochowany generał Ignacy Prądzyński (1792-1850), uczestnik kampanii napoleońskich i autor projektu budowy Kanału Augustowskiego.
Każdy, kto miał okazję być na Helgolandzie przyzna, że los był dla nas, współczesnych wyjątkowo łaskawy nie pozwalając Anglikom, dokończyć dzieła zagłady. Wokół wyspy wytyczony jest szlak spacerowy. Można podziwiać przepiękny czerwony klif, siedliska głuptaków dosłownie na wyciągnięcie ręki, piaszczyste plaże no i samo miasteczko. Mój Nikon po prostu się rozgrzał do czerwoności, gdyż chciałem uwiecznić wszystko. Miałem pełną świadomość, że przy takiej pogodzie jaka nas zastała, nie da się oddać w pełni wszystkich barw i odcieni, ale też miałem świadomość, że następnego dnia wyruszamy dalej, nie będziemy niestety czekać na poprawę warunków fotograficznych.
Na koniec jeszcze jeden drobiazg. Żeglarzy, nie tylko z Polski, ściągają w równej mierze uroki krajobrazowe Helgolandu jak i to, że jest to … strefa wolnocłowa. Możecie sobie wyobrazić jak zaopatrzony wyruszał w dalszą drogę nasz Gaudek. Nawet udało mi się dowieść nieco pewnego szlachetnego napoju, rodem ze Szkocji, do domu. A wierzcie mi, nie było to łatwe zadanie, bo załoga była naprawdę zacna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz