wtorek, 8 maja 2012

Nostalgiczne Fejø i Skalø


Port na Fejo

       Pamiętacie genialnego gangstera Egona Olsena, w jego kapelusiku, nerwowo przygryzającego cygaro? A dwóch jego strasznie groźnych kumpli: Bennego w przykrótkich spodniach i Kjelda z pięknie wypracowanym mięśniem piwnym? Przeważnie działali w Kopenhadze, ale czasami mieliśmy okazję oglądać ich gdzieś poza miastem. Już wtedy, pod koniec lat sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych, nie trzeba było być specjalnie wnikliwym obserwatorem, by zauważyć, że Dania to Kopenhaga i reszta. Dzisiaj te dysproporcje są chyba jeszcze większe. Stolica to prawdziwa światowa metropolia ze swoim gwarem, szalonym tempem życia i biurowcami ze szkła i metalu, siedzibami wielkich koncernów. Gdy wyjedziemy za rogatki tego nader interesującego miasta, świat nagle zwalnia, jak przy zmianie obrotów talerza gramofonu.
        Kopenhaga ma potężną siłę przyciągania, przez co prowincja, szczególnie ta dalsza, w szybkim tempie się wyludnia. W Rødby i Rødby Havn, które są oddalone od Niemiec o niespełna pół godziny rejsu promem, gdzie ma być budowany tunel podmorski łączący wyspę Lolland z Niemcami, jest wystawione na sprzedaż mnóstwo domów po bardzo atrakcyjnych cenach, nawet jak na warunki polskie.  Co tam Lolland. Wyspa, i owszem ładna, z wieloma ciekawymi miejscami, ale połączona pięknym, nowoczesnym mostem z Zelandią, na której znajduje się Kopenhaga, z autostradami i lotniskiem. Nawet gdyby wybudowano w naszym kraju wszystkie zaplanowane na mistrzostwa Europy autostrady i ekspresówki to i tak nie osiągnęlibyśmy takiego nasycenia dróg autostradowych, jaki jest na Lolland. Wyruszamy zatem w poszukiwaniu prawdziwej prowincji na kolejną wyspę. O to, w Danii nie jest trudno, w części zasadniczej tego kraju jest ponad 400 wysp. Z każdej strony wyspa.
Dom na Skalo
        W bezpośrednim sąsiedztwie Lolland, od północy, są dwie „większe” wyspy: Fejø i Femø. A, tak przy okazji, to pokreślone „o”, oznacza właśnie wyspę. Inaczej mówiąc na północ od Lolland jest fejwyspa i i femwyspa, czy coś w tym rodzaju. Wybieramy Fejø, która połączona jest groblą z inną, jeszcze mniejszą, wyspą, ze Skalø. Fejø to ok. 16 km2 i ok. 600 mieszkańców, których liczba z roku na rok wciąż maleje. Kiedyś tych mieszkańców było ponad tysiąc. Są tu dwie wioski Vesterby i Østerby (w języku duńskim „by” oznacza miasto, ha, ha ha! Mamy więc zachodniemiasto i wschodniemiasto). A najwyższe wzniesienie na wyspie ma 13 m n.p.m. Natomiast Skalø to taka większa przybrzeżna piaszczysta łacha, nieco porośnięta i zamieszkiwana przez kilkanaście osób.
Przy grobli z Fejo na Skalo
       Gdy wjechaliśmy na niewielki prom, znowu przypomniał mi się film o Egonie i jego kompanach. Od razu mieliśmy okazję przekonać się, że znaleźliśmy się w innym, zdecydowanie wolniej żyjącym świecie. Prom już ruszał, zamknęły się bramy, gdy na przystani pojawił się jeszcze jeden samochód. Prom się zatrzymał, otworzono bramy i spóźnione auto mogło się z nami zabrać. I, co ważne, ten prom nie kursuje raz na kilka godzin.  On się kręci w tę i z powrotem, i w rezultacie odpływa z Kragenæs na Fejø co pół godziny. Ale cóż szkodzi zaczekać te dwie minuty.
Fragment mariny
       Nie byłbym sobą, gdybym nie odwiedził miejscowej mariny. Nie wiem ile jest w Danii przystani żeglarskich, ale jeśli tylko człowiek znajdzie się gdzieś na skraju lądu, to z całą pewnością, jeśli się dobrze rozejrzy, wypatrzy jakieś miejsce gdzie przycupnęły jachty i inne pływadełka, których jest tam bez liku. Przystań znajduje się w południowo-wschodniej części wyspy i jest naprawdę urocza. Oczywiście jest tam hafenmajester, jest biuro, są sanitariaty. Ale przede wszystkim jest przeuroczo. Nie ma tam dziesiątek hałaśliwych dyskotek i knajp nad brzegiem jak w portach greckich czy chorwackich, ale jest absolutna sielanka.
       Jadąc do mariny, mijamy po drodze inną atrakcję tej wyspy, odrestaurowany wiatrak. Wiatrak oczywiście można sobie pooglądać, warto. Jest w nim również butik ze swego rodzaju cepelią, a przede wszystkim z różnymi wyrobami z jabłek. Dżemy, musy, wina i co tam jeszcze. Bo Fejø to wyspa jabłek. Chyba jedyny rodzaj biznesu na wyspie. Ale jest to eksponowane tak, jak by chodziło o jakieś zupełnie niezwykłe bogactwo. Wyroby z jabłek, które są tu wytwarzane wg tradycyjnych receptur, prezentowane są niczym boska ambrozja. Niesamowite, jak przy odrobinie chęci i fantazji, można coś najzwyczajniejszego w świecie, przedstawić jako wykwintny rarytas. Tego możemy się od nich uczyć.


       Z wiatrakiem związana jest też inna historia, bardzo charakterystyczna dla Dani. Wielu Duńczyków, i tych bardzo zamożnych, i tych mniej zamożnych, podarowało lub zrobiło coś dla kraju lub lokalnej społeczności. Ot, choćby nowa opera w Kopenhadze, której fundatorem był zmarły właśnie A.P. Møller. Otóż, wiatrak na Fejø został wybudowany w 1905 roku przez Gerharda i Pouline Christensen. W 2001 potomek tych państwa, niejaki Karl Agner Kristensen, przekazał go społeczeństwu. Dokładnie tak, teraz wszyscy są właścicielami. Nie wiem czy Karl Agner zrobił to, bo już nie miał siły z powodu podeszłego wieku zajmować się zabytkowym obiektem, czy były inne powody. Faktem jest jednak to, że wspólnymi siłami, a pewnie i przy pomocy jakiś dotacji wiatrak pięknie odrestaurowano i udostępniono do oglądania. Okazuje się, że wcale nie musi tak być, jak to zwykle u nas się dzieje, że jak coś jest wspólne, to oznacza to, że jest niczyje i można to bezkarnie rozkraść. Do środka wchodzimy za darmo. Po schodkach wspinamy się po kolejnych kondygnacjach. Z góry możemy podziwiać panoramę okolicy. Jeśli uznamy, że nam się to podobało, to przy wyjściu stoi stara bańka na mleko, z wyciętym niewielkim otworem w deklu, gdzie możemy wrzucić parę koron na utrzymanie obiektu. Ja tak uczyniłem i to z wielkim przekonaniem.

W takich domach normalnie się mieszka.
       Na wyspie, tuż przy wjeździe na prom, żegnają nas dwa okazałe, rumiane jabłka. Żegna nas Fejø. Jak będziecie gdzieś w okolicy, zajrzyjcie tam, albo na jakąś inną małą wysepkę, gdzie pozostały resztki starej, dobrej Danii. Warto.   


Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...