niedziela, 4 grudnia 2016

CHORWACJA PO SEZONIE. CZ 6: ZADAR – SALI

SALI
       Zadar to duże, przemysłowe miasto, z mariną, która ma swoje zalety, ale z pewnością nie można o niej powiedzieć, że jest przytulna. A mimo to wyjątkowo się grzebiemy tego ranka. Czy to jakieś niekorzystne biorytmy, czy może próba znalezienie wczorajszego dnia, który skrył się w najciaśniejszych zakamarkach jachtu, nie wiadomo. Ruszaliśmy się jak mucha w smole. Odbiliśmy dopiero około godziny 1000.
       To już przedostatni dzień tego rejsu. Warto by jeszcze stanąć w jakiejś urokliwej zatoczce, z dala od tłumów i pocieszyć się urokami Adriatyku. Opływamy od północy wyspę Uglajn, między Rt. Sveti Petar a wysepką Idula. Później, niemal prosto na południe, w kierunku wyspy Iż. Bardzo mile w czasie żeglugi są widziane wszelkie okazje, nawet najbardziej wydumane, do świętowania. Zawsze to wprowadza ożywienie wśród załogi przełamując codzienną rutynę. Takie okolicznościowe imprezy, są swego rodzaju punktami orientacyjnymi, której później, w czasie długich jesiennych wieczorów, z taką przyjemnością się wspomina. Oczywiście, niekiedy wspomina się i inne wydarzenia, nie zawsze przyjemne, jak chociażby przedwczesne pobudki, urządzone przez kogoś, kto zapomniał, że nie jest sam na jachcie. Ale na potrzeby morskich opowieści, lepiej pozostawić sobie te przyjemne i wesołe wspomnienia.


       Tym razem zacnej okazji do świętowania dostarczył na Tomek, obchodzący kolejną rocznicę ślubu. Co prawda nie było z nami najważniejszej osoby w takiej sytuacji, czyli Werki, jego żony, ale współczesne rozbudowane środki łączności dają szansę stworzenia namiastki bezpośredniego kontaktu. Ja wiem, to nie to, nic nie zastąpi osobistego kontaktu. Tak czy owak był telefon do Polski, był pyszny melon z szynką i czarny Jägermeister. Było dużo śmiechu i zabawy. Przy której wpłynęliśmy między ciąg malutkich wysepek:  Veli, Mali i Srdinij a wyspę Iż.
      Małe wyspy, porozrzucane przy brzegu większej wyspy, tworzą atrakcyjny krajobraz zachęcający do zatrzymania się. Wciskamy się między wysepkę Glurovic i cypel sterczący z Iż i wpływamy do niewielkiej zatoczki, świetnie osłoniętej niemal ze wszystkich stron. Rzec by można, chorwacki standard: cudowna przezroczysta woda, ładnie porośnięte, dosyć wysokie brzegi i raptem jedna chatka na brzegu. To takie miejsca, w które można wsiąknąć na całego. Jest czas na kąpiel. Mimo, że temperatura wody nie jest już zbytnio zachęcająca do dłuższego przebywania w wodzie, to jednak chętnych do wejścia nie brakuje. Niektórzy nawet więcej niż jeden raz. W zatoce nie ma nikogo poza nami. Tym bardziej więc możemy delektować się urokami tego miejsca. Zjedzenie pysznego obiadu w takich okolicznościach to już taka wisienka na torcie. Jest fantastycznie. No cóż, i tutaj jednak zawitała cywilizacja w postaci hodowli ryb. W miejscu gdzie stoimy w minimalnym wymiarze, ale już po drugiej stronie, przy wysepce Srdinij jest znacznie większa hodowla. Zachłanna cywilizacja swoje lepkie macki wyciąga coraz dalej i dalej. Coraz trudniej od niej uciec.

Zatoka Soline
       Bez pośpiechu, raczej bez entuzjazmu opuszczany zatokę Soline położoną na północnym skraju wyspy Iž. Po wyjściu z zatoki trzeba uważnie obserwować wskazania sondy. W odległości ok 0,2 MM od zachodniego skraju cypla osłaniającego zatokę jest niebezpieczne wypłycenie. Mapy podają optymistyczne 2 metry głębokości, mam jednak obawy, że to może być mniej. Gdy wypłynęliśmy z cieśninki między Glurovic i Iž mieliśmy ok 40 m głębokości, która po chwili błyskawicznie zaczęła się zmniejszać. Gdybyśmy szli bliżej wyspy, tak ok 0,1 MM, czyli dokładnie w połowie między wyspą a płycizną mielibyśmy ok 15 m głębokości. Kierując się po wyjściu z cieśniny kursem 225, który wydaje się być początkowo najbardziej oczywisty dla żeglujących na południe, płynie się prosto na niebezpieczną płyciznę. Wskazania sondy zmieniają się błyskawicznie. Przepływamy tuż obok najpłytszego miejsca (wg mapy), sonda wskazuje poniżej 2 metrów głębokości pod balastem. Na twarzach załogi spore zaskoczenie. Co to było! Więc jeśli ktoś tam będzie żeglował, szczególnie przy gorszych warunkach pogodowych, to raczej polecam po wyjściu z cieśniny obranie kursu 270 i pociągnięcie tak ok 0,5 MM, będzie bezpieczniej i spokojniej. I dalej kursem ok 135, z drobnymi korektami, już prosto do celu, czyli do Sali na wyspie Dugi Otok.  

Sali na kursie
       Odpowiednio szerokim łukiem opływamy atrakcyjnie wyglądający półwysep Blud i środkiem toru wodnego, między półwyspem a falochronem wpływamy do niewielkiej podłużnej zatoki, wokół której rozłożyło się miasteczko Sali. Jest jeszcze kilka miejsc przy kei po prawej burcie. Z tej strony jest bliżej do centrum kulinarno-rozrywkowego. Choć i po drugiej stronie wyposażono keję w prąd i wodę, a i parę knajpek też się znajdzie. Po zacumowaniu pierwsze wrażenie jest niezwykłe. Najlepiej można by określić tę niewielką miejscowość jako „niezobowiązującą”. Pełen luz. Jest co prawda więcej ludzi niż się spodziewałem, ale rozumiej dlaczego tak się dzieje. To jest idealne miejsce dla tych, którzy gustują w leniuchowaniu na urlopie, w pięknym otoczeniu i daleko od dużych aglomeracji miejskich.
       Warunki cumowania w Sali są całkiem przyjemne, zdecydowanie przyjemniejsze niż marinach-kombinatach. Są nawet jakieś sanitariaty i prysznice. Co ważniejsze, w przeciwieństwie do wielu innych odwiedzanych przez nas miejsc, wciąż funkcjonują. Zdaje się, że w przeciwieństwie do nas, Chorwaci uważają, że sezon letni trwa za długo i najzwyczajniej w świecie nie wytrzymują kondycyjnie. A przecież, gdy żeglowaliśmy na przełomie maja i czerwca, to z kolei było dla nich zbyt wcześnie i też często trafialiśmy na informację, że coś nie działa, bo to jeszcze nie sezon. Oj za dobrze mają ci Chorwaci!

Jachty ustawione na nocleg w Sali
       Sali liczy sobie ok 1000 mieszkańców i jest największą miejscowością na wyspie. 
Posiada tysiącletnią tradycję rybacką. Jest też nieco zabytków potwierdzających tę długą historię: kościół NMP, kościół św. Rocha, kościół św. Mikołaja. Jest też siedemsetletni las oliwkowy, będący obecnie rezerwatem Salijsko Polje. My zaczynamy zwiedzanie Sali od wizyty w lokalu o nazwie Maritimo, oddalonym od naszego jachtu o dobre 15 metrów, co okazało się być w zakresie możliwości całej załogi. Podają tam różne kolorowe napoje znakomicie wpływające na samopoczucie żeglarzy. W ten sposób wzmocnieni robimy obchód zatoki Sali. Oglądamy całkiem świeże nabrzeże z promenadą po zachodniej stronie zatoki. Jest tu znacznie więcej miejsca niż po przeciwległej stronie. Trochę tu jeszcze trzeba zrobić. Myślę jednak, że to tylko kwestia czasu, jak właśnie zachodnia strona stanie się głównym centrum dla żeglarzy w Sali.

Maritimo - zaciszna przystań dla żeglarzy
       Słońce dyskretnie, po cichutku zaczęło chować się za horyzontem. Zaczęły zapalać się kolejne światła w mieście. Zrobiło się bardzo nastrojowo. Ta atmosfera tajemniczości tak mocno na nas wpłynęła, że postanowiliśmy przysiąść w jednej z knajpek ze stolikami tuż nad wodą. Wszyscy zamówiliśmy tradycyjne, typowo chorwackie danie, pizzę. Co by nie powiedzieć była całkiem smaczna.         
       Sali słynie z oślej muzyki. Rytm wybijany jest na żelazkach i innych sprzętach domowych, muzykanci grają na rogach wołowych. Całość kończy się wejściem grajków do wody. Niestety nie mieliśmy szczęścia trafić na to szczególne widowisko. Ale z jednej strony przy naszej burcie przycumował jacht ze słoweńską załogą. Od razu było widać, że coś tu się szykuje. Ustawili na brzegu sporego grilla. Ilość przygotowanego mięsiwa była jeszcze większa. Gdy wróciliśmy ze spaceru impreza u sąsiadów zaczynała się rozkręcać. Oczywiście trudno było nie zamienić z nimi paru słów. Jednak do pewnego momentu wszyscy pozostawaliśmy na swoim pokładzie. Jednak, gdy część załogi udała się na spoczynek, reszta załogi, nie stawiając zbyt mocnego oporu dała się wciągnąć w rytm typowej słowiańskiej imprezy. Jakiś toast, jakiś dowcip, gadu-gadu. I trwało to bardzo długo, niemal do rana.



Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...