niedziela, 17 września 2023

POLANICA ZDRÓJ 2023

 


POLANICA 2023


       W ostatnich latach Kotlina Kłodzka jest naszym ulubionym miejscem wypadów. Blisko – raptem 5 godzin jazdy samochodem i mnóstwo różnorodnych atrakcji. Tym razem padło na Polanicę Zdrój. Byliśmy tutaj wielokrotnie na kilkugodzinnych wycieczkach mieszkając czy to w Międzygórzu, czy to w Kudowie czy jeszcze gdzieś indziej, ale nigdy jeszcze nie była to nasza główna baza wypadowa. Być może, jak to niektórzy mawiają, w końcu dojrzeliśmy do Polanicy? Wszak w powszechnym mniemaniu jest to kurort dla ludzi „statecznych”    Eee! Myślę, że to raczej niesprawiedliwe dla tej miejscowości mniemanie. Po pierwsze ilość ciekawych atrakcji w samej Polanicy, jak i w niedalekiej odległości: góry, kopalnie, twierdze itp., jest tak duży, że to jak spędzimy czas, czy aktywnie czy raczej leniwie, zależy tylko i wyłącznie od nas samych.

       Polanica-Zdrój (niem.  nazwa urzędowa Altheide-Bad, zwyczajowa Bad Altheide, cz. Stary Bór) – to piękne miasto uzdrowiskowe w województwie dolnośląskim, w powiecie kłodzkim. Położona jest w dolinie Bystrzycy Dusznickiej u podnóża masywu Piekielnej Góry (południowo-wschodni kraniec Gór Stołowych), a południowa część miasta (dzielnica Sokołówka) na zboczach Gór Bystrzyckich w pobliżu Kamiennej Góry. Co prawda najdawniejsza wzmianka dotycząca Polanicy została wpisana pod datą 1 lutego 1347 do najstarszej kłodzkiej księgi sądu stanowego dla szlachty z lat 1346–1390, ale miastem stała się dopiero w 1945 roku.

       Korzystając z Booking.com wybraliśmy na miejsce pobytu Villę Lessing. Oprócz stosunkowo atrakcyjnej ceny, skusiło nas jej znakomite położenie, tuż przy Parku Zdrojowym przy ulicy Parkowej 20. Inaczej mówiąc mamy wszędzie blisko, do wszystkich najbardziej atrakcyjnych miejsc w Polanicy dochodzimy w ciągu zaledwie kilku minut. Choć szczerze mówiąc, po przybyciu na miejsce byłem nieco rozczarowany bezpośrednim otoczeniem obiektu, z lekka do niego nie pasującym. Villa Lessing to pięknie odrestaurowany hotel, z nader skromnym personelem,  z pierwszych lat 20 stulecia, położony w bezpośrednim sąsiedztwie Parku Zdrojowego.  Klimat i wystrój wnętrz Villi Lessing łączy w sobie tradycję i nowoczesność, dekadencki urok secesji, przepych art nuveau i prostotę nowoczesnego designu. Do tego przemiła obsługa dopełnia bardzo dobrego obrazu całości. Jeżeli już miałbym mieć jakieś uwagi, to do nazewnictwa pokoi. Oj, kogoś poniosło, fantazja dopisała jak rzadko. Nasz pokój, to pokój „Deluxe”. Wchodzę do tegoż pokoju i szukam tego deluxa. I jakoś znaleźć nie mogę. Przyzwoity pokoik, średniej wielkości, z ładnym balkonem i raczej standardową łazienką. Dwa krzesła i stolik, stolik pod telewizorem i dwie maleńkie szafki przy łóżku, no i szafa na ubrania. Na podłodze panele. Według mnie to absolutny standard. Do tego nie ma żadnego fotela, a mi się marzył taki wygodny do czytania książek – Dyzio marzyciel – zachciało mu się deluxa. Dodatkowo w pensjonacie można wykupić masaże, co szczerze polecam, bo pan masażysta jest bardzo dobrym fachowcem.


       Polanica, z każdym przemierzanym krokiem robiła na nas coraz lepsze wrażenie. Przede wszystkim Park Zdrojowy, ale absolutnie nie tylko. Trzeba przyznać że park jest bardzo zadbany. Pięknie prezentuje się gmach uzdrowiska. Duże wrażenie robi piękna kolorowa fontanna. Tuż obok jest Park Szachowy – wszak Polanica to miejsce rozgrywania Międzynarodowego Festiwalu Szachowego im. Akiby Rubinsteina. W tym roku po raz 59. Kawałek dalej jest Park Leśny. A w nim betonowa  rzeźba niedźwiedzia. Rzeźba ta została wystawiona do oglądania w 1910 roku. Miejsce w którym stoi przypomina o granicy do której dotarł skandynawski lądolód, podczas ostatniego zlodowacenia. Przy okazji jest legenda o niedźwiedziu, który w zamian za darowanie życia wskazał miejsce nowego źródła, które miało zastąpić stare wysychające. A że to wszystko ładnie brzmi i dobrze harmonizuje z ogólnym wizerunkiem Polanicy, pojawiły się w mieście małe, odlane w metalu niedźwiadki, niczym wrocławskie krasnale. Fajny pomysł i oby przybywało tych polanickich niedźwiadków. Na obrzeżach miasta jest letni tor saneczkowy. Długość toru to około 700 metrów, a "saneczkarze" mogą rozpędzić się do 40 km/h. Duża frajda nie tylko dla dzieci. No i deptak polanicki czyli ulica Zdrojowa z bardzo dużą ilością restauracji, barów i kawiarni, i oczywiście z dziesiątkami stoisk z pamiątkami nie tylko z Chin. W weekend trafiliśmy tam nawet na Indianina wygrywającego charakterystyczne andyjskie melodie. Dla chętnych Polanica to także znakomite miejsce do robienia wypadów w okoliczne góry oraz do bardzo wielu atrakcji Kotliny Kłodzkiej.



       Niestety, tym razem pewna drobna niedyspozycja sprawiła, że nasze możliwości do pokonywania górskich szlaków były mocno ograniczone. A zatem przemierzaliśmy wzdłuż i wszerz Polanicę, szlak wokół Polanicy i szlak polanickiej gastronomii.

       Od razu w dniu przyjazdu poszliśmy do restauracji Bukowy Park. Na wstępie trochę było czuć końcem sezonu, jakieś to wszystko niemrawe, jakby wszyscy już tylko czekali na odgwizdanie tegoż końca. Mimo wszystko pierwsze wrażenie kulinarne pozytywne. Czekadełko w postaci pasty pomidorowej na pumperniklu, nastroiło mnie sentymentalnie. Bardzo lubię pumpernikiel. Zamówiliśmy wątróbkę – poprawna, gołąbki w sosie grzybowym – solidna czwórka i knedle z gęsiną - …i tu niestety przyjemne doznania się rozsypały. Poczynając od niespecjalnego nadzienia, w znikomych zresztą ilościach, a kończąc na kapuście która miała być zasmażana a była po prostu przypalona. To, nawet dla mojej niezwykle wyrozumiałej żony było za dużo. Poprosiła o wymianę dania. Kapustę wymienione, knedle pozostały. W ramach rekompensaty dostaliśmy po gałce lodów, zresztą bardzo smacznych. Ogólnie rzecz biorąc, raczej nie polecamy.

       Kolejny lokal, który zwiedzaliśmy to restauracja „Zdrojowa”. Jakoś niespecjalnie przypadł mi do gustu klimat tego lokalu, trochę jak w jakiejś wielkiej fabrycznej stołówce. Obsługa zabiegana i nie do końca ogarniająca sytuację. Trochę lepiej w ogródku, ale bez szału. Ale zdecydowanie humor nam się poprawił jak skosztowaliśmy placków ziemniaczanych z łososiem i gołąbków z sosem pomidorowej. Bardzo solidnie zapracowana czwórka. 


       Nie podoba mi się moda na nadużywanie słowa fabryka w różnych nazwach. Na szczęście nie zniechęciło mnie to do odwiedzenia lokalu o nazwie „Fabryka Smaku”. Już od wejścia było dobrze. Wnętrze gustowne i z pomysłem. Obsługa uśmiechnięta, kompetentna i zaangażowana. Kiedy otrzymaliśmy zamówione dania tylko umocniliśmy się w pozytywnym nastawieniu. Sushi z krabem, kawiorem i awokado bardzo przyzwoite, smaczny i z bardzo dobrą sałatką pieczony camembert numer jeden tego wieczoru – polędwica w sosie grzybowym, naprawdę pyszne danie, którym z ogromną przyjemnością można było się delektować.

       Kilka dni później zdecydowaliśmy się na dogrywkę w Fabryce Smaku. Zamówiliśmy: krokieta, sushi  z krewetkami i Szwajcara. No i nie dali się zaskoczyć. Byli czujni! Było tak samo dobrze jak za pierwszym razem. 

       Odwiedziliśmy też jeden z dwóch lokali „Bohema” znajdujących się w Polanicy. Wybraliśmy oczywiście ten w parku zdrojowym. Trzeba przyznać, że ktoś włożył sporo serca w aranżację wnętrza lokalu. Dzięki temu, że ogólnie hala pijalni wód sprawia wrażenie starego zapuszczonego dworca na prowincji, to część stanowiąca salę kawiarni Bohema jest całkiem przytulna. No a dalej to już zaczyna się prawdziwa rozpusta. Przepyszne ciasta w najróżniejszych smakach. Bardzo dobra kawa i całą paleta herbat. Naprawdę trudno było wyjść z tego przybytku rozpusty.



       Głównym traktem gastronomicznym i lansingowym w Polanicy jest ulica Zdrojowa. My jednak poszliśmy kawałeczek dalej i wyszliśmy na ulicę Wojska Polskiego. I tam właśnie, niemal natychmiast po wyjściu ze Zdrojowej trafiliśmy na restaurację „La Nonna” – dokładnie ul. Wojska Polskiego 4. Już sama nazwa bardzo obiecująca: „Babcia”, którz nie ma uroczych wspomnień związanych z babcią. Od razu można się rozmarzyć. A po przekroczeniu progu lokalu, już tylko lepiej. Fajnie zaaranżowane wnętrze, bardzo nastrojowo, w tle oczywiście klasyczna włoska muzyczka. Kilka różnych pomieszczeń. Fajny personel. Ale najlepiej się zrobiło jak dostaliśmy zamówione dania, po prostu super: tatar z łososia, sałatka gamberi, pizza capriccioza i lemoniada a’la Hugo. Innym razem, gdy wpadliśmy tylko na lekki lunch spróbowaliśmy sałatki szefa i la nonna oraz tiramisu. Doskonałe!   

        Polskie Smaki – to bardzo duży lokal położony przy ul. Zdrojowej, czyli głównym deptaku Polanicy. Nasze doznania smakowe nigdy w czasie pobytu w Polanicy nie były tak rozbieżne. Z jednej strony grillowany oscypek z żurawiną i roszponką bardzo dobry. Naprawdę pierwsza klasa, ale już zupa krem z kurek z którą wiązaliśmy wielkie nadzieje, wszak znalazła się na karcie „szef kuchni poleca” … hmm, nie chciałbym nikogo urazić, ale w zasadzie tylko zapach był zgodny z oczekiwaniami. Co do smaku można było odnieść wrażenie, że kucharz mocno przeszarżował jakąś gotową przyprawą typu maggi, vegeta czy coś w tym rodzaju. Nie dość, że smak kurek ukrył się gdzieś głęboko i ciężko było się go doszukać, to jeszcze, po prostu ta zupa była za słona. Tatar z bakłażana bardzo przyzwoity, ale  pesto na grzankach do niego serwowanych, nie wiadomo z czego (obsługa niewiele wiedziała na ten temat) przyprawione bardzo podobnie jak zupa krem z kurek. Wahadełko jednak buja się dalej, tym razem mocno w górę. Żeberka grillowane na bardzo mocne 4+, może odrobinę za suche. Do tego dobra modra kapusta. I jak tu ocenić ten lokal? Mimo wszystko, ze względu na niezbyt dobrą obsługę, chyba jednak minusy przeważyły i w najbliższym czasie nie odwiedzimy ponownie Polskich Smaków. 

       Mała Czarna - kawa i ciacho. Tarta śliwkowa i torcik z gruszką.  Tym razem nasze oczekiwania spełnione w 100 procentach.  Wnętrze małe ale pomysłowo zaaranżowane. Miła i co ważniejsze kompetentna obsługa. Lokal zupełnie inny niż Bohema, a jednak w obu można się zatracić.  



       Mieliśmy ochotę sprawdzić 4 Światy. Ale nie mogliśmy się doczekać na obsługę i przenieśliśmy się do położonego po sąsiedzku lokalu o nazwie Bliss. Jak to dobrze, że w tak niewielkiej odległości jest tak dużo i tak różnych lokali. Tutaj zdecydowaliśmy się na gotowane warzywa zapiekane z serem - bardzo smaczne.  Stek z karkówki zapiekany ze szpinakiem i serem – powiedziałbym, że zaskakująco smaczna. Sałatka egejska czyli kolejna polska wariacja na temat sałatki greckiej -  przyzwoita. Wnętrze sympatyczne, ale w porównaniu do smakowitości serwowanych dań, odbiegające nieco na minus. Ogólnie rzecz biorą dobre wrażenie – solidna czwórka. Ta ocena została potwierdzona w czasie jeszcze jednej wizyty, kiedy oboje skusiliśmy się na placek po węgiersku – naprawdę smaczny.

       Lokal o nazwie „Smacznie pod lawendą”. No i znowu silne rozterki. Jedzenie niezłe – naprawdę solidne 3+. Polędwiczki firmowe marynowane w śliwowicy z dodatkiem rozmarynu w sosie z leśnych grzybów. Do tego pieczone ziemniaki oraz miks sałat. Pierś w sezamie .  Grillowanej camembert. Nie były to jakieś arcydzieła sztuki kulinarnej, ale też nic im nie można było zarzucić. Zdecydowanie w Polanicy dominuje piwo Kozel w najróżniejszych odmianach, a tu proszę: oryginalne piwo - Sowie. Przetestowaliśmy pils i ciemne - niezłe.  A jednak jest coś, co sprawia, że nie mogę tego lokalu polecić bez jakiegoś zawahania. Wystrój i obsługa. Kocham lawendę. Ogromnie ubolewam, że wciąż nie mogę dochować się u siebie w ogródku pięknych okazów tej wspaniałej rośliny. Ale tutaj, mimo wielu akcentów lawendowych jakoś nie mogłem się odnaleźć. Mimo niewątpliwych starań właścicieli, lokal bardziej przypominał mi bar mleczny na jakimś zapyziałym odludziu niż lawendową, przytulną oazę. No i personel. Byliśmy tam wczesnym wieczorem. Po personelu już było widać zmęczenie całym dniem pracy, a może nie tylko dniem pracy. Pani, która wydawała się być tam jakim rodzajem szefowej, zapewniała nas o rodzinnej atmosferze, jakoby panującej w tym lokalu. Ja jednak miałem wrażenie, że ta rodzinna atmosfera, to może i jest rodzinna, ale raczej jak po nieudanym spotkaniu rodzinnym z lekka zakrapianym napojami wyskokowymi. Jak ktoś lubi takie klimaty, to będzie zadowolony.



       Zgoła odmienne odczucia towarzyszyły nam w czasie krótkiej wizyty w Złotym Jeleniu. Zaciekawiło nas wnętrze znajdujące się w zabytkowej piwnicy i choć była ładna pogoda, postanowiliśmy usiąść przy stoliku wewnątrz. Ponieważ miał to być tylko lekki luch zamówiliśmy pierogi z jagodami, sałatkę, pieczony kozi ser na sałacie z gruszką, zielonymi szparagami (w znikomej ilości), orzechami włoskimi i sosem jogurtowym. Wszystko bardzo poprawne. A że była to piwnica, to zamówiliśmy herbatę rozgrzewającą. Przez cały czas w tle słychać było łagodną muzykę.

       Podsumowując nasze kulinarne peregrynacje, spośród odwiedzonych przez nas lokali zdecydowanie najwyżej oceniam restaurację La Nonna. W naszym odbiorze wyprzedziła ona konkurencję co najmniej o klasę. Na drugim miejscu w naszym rankingu znalazła się Fabryka Smaku. No a potem peleton ze swoją czołówką i tymi którzy ciągną się w ogonie. Osobną kategorią są kawiarnie. Trudno porównywać zjedzenie pysznego deseru z np. sushi. Oba odwiedzone przez nas lokale, Bohema i Mała Czarne, choć bardzo różne, bardzo nam się spodobały. 



       No ale nie samym jadłem człowiek żyje, choć aby mógł żyć, jadło jest mu niezbędne. W Polanicy ma miejsce sporo wydarzeń kulturalnych. W czasie naszego krótkiego pobytu miały miejsce dwa bardzo ciekawe wydarzenia. Nie będę pisał o tym na co się nie załapaliśmy, a jedynie o tym w czym uczestniczyliśmy.  A był to koncert duetu Ponad Chmurami. Dwoje bardzo zdolnych młodych ludzi, małżeństwo: Katarzyna i Nikodem Jacukowie. On gra, ona, przede wszystkim śpiewa. A śpiewa pięknym, czystym i bardzo dźwięcznym głosem. Obracają się w sferach szeroko rozumianej poezji i robią to z niezwykłym wdziękiem. Dużo było piosenek skomponowanych do tekstów wierszy polskich poetek, ale mnie obezwładniło przepiękne wykonanie ballady Leonarda Cohena - Hallelujah. Nie był to jedyny utwór Cohena w czasie tego koncertu, ale ten był absolutnie magiczny. Szkoda, że koncert nie odbywał się w jakimś bardziej przytulnym miejscu. Nie byłbym sobą, gdybym wychodząc z takiego koncertu nie kupił sobie jakiejś płyty. Zdecydowałem się na płytę pt. „Czas nic nie zmieni”, którą serdecznie polecam miłośnikom tego gatunku muzyki, a może i nie tylko.

        Co prawda nie specjalnie mogliśmy pozwolić sobie na dłuższe wyprawy, ale nie bylibyśmy sobą gdybyśmy na jakiś szlak nie ruszyli. No i tu kolejny wielki plus dla Polanicy, bo wokół niej jest kilka wyjątkowo ładnych i malowniczo położonych szlaków. I w zależności od możliwości fizycznych można sobie tę marszrutę wydłużać. My wybraliśmy sobie najkrótszy szlak przez Piekielną Górę (537 m n.p.m.), Złoty Widok, platformę widokową „Góralka” do centrum miasta. Tras krótka, akurat na nasze niewielkie możliwości ale niezmiernie urokliwa.

       Lubimy chodzić po górach, lubimy zwiedzać, więc siłą rzeczy czujemy duży niedosyt po tym wypadzie. No cóż, trzeba będzie jeszcze raz wybrać się do Polanicy.




Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...