poniedziałek, 29 kwietnia 2013

PIERWSZE PŁYWANIE W SEZONIE




       Na przystani jeszcze nieco sennie. Ci, co zrzucili łódki w pierwszym terminie, teraz odpoczywają po sprinterskich przygotowaniach i czekają na przyjście prawdziwej, nie tej kalendarzowej, wiosny. Ci co nie zrzucili łódek w pierwszym terminie, wciąż coś dłubią. Jakoś tak to jest, że ile by się przy łódce nie robiło to ciągle jest coś jeszcze do zrobienia, szczególnie wtedy, gdy jacht jeszcze stoi na kobyłkach. A ludzie snują się w tę i we w tę. Przyroda nadrabia zaległości w szalonym tempie. Słońce świeci, drzewa osłaniają od wiatru, nic tylko sobie usiąść i napić się piwa. Nie po to jednak uwijaliśmy jak te mrówki przez ostatnie trzy tygodnie, by teraz stać przy klei. Pakujemy się i wypływamy.


       Wieje zimny, północny wiatr, 3-4 B. Jachtów na jeziorze jak na lekarstwo. Nawet te nieliczne, które wypłynęły, poruszają się jakoś nieśmiało, blisko brzegu , krygują się jak panienki co myślą TAK, a mówią NIE. Trochę ożywienia na Małym Dąbskim wnoszą re gacące się optymisty.  Dzisiaj raczej brać żeglarska preferuje żeglarstwo kejowe. Zdecydowanie cieplej i spokojniej. Płyniemy pod wiatr, całkiem rześki. Znakomita okazja do sprawdzenia jak do sezonu przygotowany jest nasz Rudzik. Wygląda nienajgorzej. Sztag nam się nie podoba. Jest za luźny, a beczki już mocniej skręcić się nie da. Marek jednak wymyślił patent na bezinwazyjne poprawienie tej słabości, tak aby nie trzeba było kłaść masztu i zakładać nowej stalówki. Stara, dobra szkoła żeglarska. Na wszystko znajdzie się jakiś patent. Choć patenty żeglarskie teraz, akurat są w defensywie. A właściwie prawie ich nie ma. I dobrze!


       Z roku na rok Jezioro Dąbskie coraz bardziej zarasta. Jeszcze trochę, a zamiast wielkiego jeziora, będziemy mieli karłowaty las zapaskudzony przez kormorany. Szczególnie szybko zarastają kanały, tak chętnie uczęszczane przez żeglarzy. Wczesna wiosna, to czas, kiedy jeszcze roślinność wodna i lądowa dopiero zaczyna się rozwijać. Już czai się tuż pod powierzchnią wody jak wielki aligator by złapać i uwięzić kolejny jacht, ale na razie i jemu jest jeszcze za zimno. Można pooglądać to czego latem nie widać, można bez większego problemu odnaleźć i przepłynąć oba wejścia  na Świętą, czy spokojnie przepłynąć się kanałem Krętego Węża.    

       Naszą tradycją, już od dobrych paru lat, jest pływanie „na Kwadrat”, dawną bazę U-Botów, i świętowanie tam różnych specjalnych okoliczności. Tym razem, to 88 urodziny Ryśka. Jedna z najpiękniejszych okazji do świętowanie jakie tylko można by sobie wymyślić. Ale, mocno trzeba uważać, jak się składa szanownemu jubilatowi życzenia. Bo życzenia „100 lat!”, w tym wypadku nie brzmią najlepiej.



       Na Kwadracie całkowita pustka. Mogliśmy dowolnie wybierać miejsce cumowania. Nadmiar możliwości nie jest najlepszy, zaczyna się kombinowanie: a może tu, nie. Może tu? W końcu stanęliśmy na tym miejscu, na którym zwykle stawaliśmy do tej pory. Po dawnej bazie Krigsmarine co prawda, prawienie nie ma śladu, ale jednak złomiarzom jeszcze coś udało się tej zimy odkopać, o czym świadczą ślady prac ziemnych. Myślę, że powinni oni otrzymywać jakieś specjalne dofinansowanie od ekologów. Któż od nich wykonuje więcej praktycznej roboty w dziedzinie recyklingu? Politycy, różnej maści działacze tylko gadają, a ci dżentelmeni, działają!
       Trzeba wracać. Wiatr prawie zdechł, zielska jeszcze nie ma, wracamy więc kanałem Krętego Węża.

sobota, 20 kwietnia 2013

WODOWANIE 2013



       Zima tego roku była wyjątkowo długa. Zdecydowana większość ludzi miała jej serdecznie dosyć, a żeglarze szczególnie mocno wyczekiwali jej końca. Odpuściła raptem kilka dni temu, dopiero w kwietniu, a pierwszy termin wodowania w naszym klubie wyznaczony został na sobotę 20.04.2013. Zatem, dziesięć dni czasu na przygotowanie jachtów do wodowania. Nic więc dziwnego, że ruch na przystani, w ostatnich dniach, był jak Realu przed świętami.



       Na przystań przyjechałem piętnaście po dziewiątej. Całkiem spory klubowy parking  był już prawie pełny. Piękne słonko, ale zimno. Samochody lśnią w słońcu. Prawdziwa rewia. Tak, samochody i jachty, to zabawki dorosłych facetów. Jest parę ciekawych pojazdów, w końcu wśród braci żeglarskiej jest sporo medyków. Ale dzisiaj to nie samochody występują w roli głównej.



       Żeglarskie bractwo w pełnej gotowości. Wszyscy w „wytwornych” uniformach, gotowi do pracy.



       Jachty również przygotowane. Jeszcze tu i ówdzie ostatnie szlify. Ale cumy już przygotowane, aby można było prowadzić łódki w powietrzu. Ale żeglarstwo to sztuka czekania. Czekamy na dźwigi, czekamy na swoją kolej. Z roku na rok przybywa jachtów i wodowanie coraz bardziej się wydłuża.



       Przyjechały dwa wielkie dźwigi, które zostały ustawione w dwóch końcach mariny. W końcu są gotowe do pracy i wreszcie startujemy.



       Większość z nas, ma mocno leciwe jednostki. Ale ilość serca jaką wszyscy wkładają w przygotowanie swoich okrętów do pływania jest niesamowita. Każdy detal jest dopieszczany, nawet te, na co dzień niewidoczne. Wszystko się błyszczy i lśni.



       Kiedy jachty są jeszcze na lądzie, ale już przygotowane do wodowania, jest rzadka okazja przyjrzenia się różnym rozwiązaniom konstrukcyjnym, czy oryginalnym „patentom”. Często podziwiamy manewry portowe w wykonaniu jachtów wyposażonych w stery strumieniowe. A z bliska? Wygląda to całkiem niepozornie.



       Mamy w klubie kilka jachtów posiadających ciekawą historię, będących symbolami polskiego żeglarstwa: Nadir, Mazurek, Gaudeamus. Na pewno należy też do nich stalowy smok s/y „Stary”, 13,5 m długości. Na szczęście po dźwigu nie było widać, by jakoś specjalnie się z nim męczył. Powoli, bardzo spokojnie, zostaje przeniesiony i postawiony na wodzie.



       To z jednej strony to z drugiej, kolejne jachty podrywają się do góry. Konkurują w powietrzu z ptakami i samolotami. Swoją drogą ruch w powietrzu, podobnie jak drogach, niesamowicie się zintensyfikował. Samoloty latają co chwilę to w jedną stronę, to w drugą.  



       Może nie wszyscy, ale z całą pewnością większość żeglarzy to ludzie chętnie wzajemnie sobie pomagający. Również przy wodowaniu ta cecha jest bardzo potrzebna. A poza tym, po prostu jest miło komuś pomóc. I w końcu jacht zostaje posadzony na wodzie. Ależ to przyjemne uczucie. Tak, naprawdę rozpoczyna się sezon. Wreszcie można poczuć pod nogami bujający się pokład.



       Trzeba trochę ogarnąć miejsce gdzie stały kobyłki i czas na zasłużony odpoczynek. Co prawda, jacht jeszcze nie jest gotowy do pływania, ale już stoi na swoim miejscu przy kei. Resztę dokończymy jutro.

środa, 10 kwietnia 2013

WIELKANOC NAD GŁĘBOKIM



       W tym roku jakoś wiosna się nie śpieszy. I cały czas tu i tam możemy podziwiać zalegający śnieg. Do tego słonecznych chwil jak na lekarstwo. Cały czas beznadziejnie szaro. A tu już ciężko wytrzymać w domu. Chciało by się nacieszyć naturą, pospacerować po lesie, nacieszyć świeżą wiosenną zielenią, wystawić twarz do słońca. Ach jak zazdroszczę Włochom, którzy nawet w zimie mają tyle pięknych słonecznych dni. Nie ma co jednak biadolić. Trzeba się zebrać i po prostu gdzieś się wybrać. Odpowiednim dniem wydała nam się przedświąteczna sobota. Przedostatni dzień marca. Pogoda powinna się już poprawiać. Nie powinno być zbyt wielu ludzi, bo wszyscy zajęci ostatnimi przygotowaniami do świąt.
       A śnieżek sobie pada i pada. Rezygnujemy z wypadu do Puszczy Bukowej i jedziemy na Głębokie, a dokładniej nad Jezioro Głębokie. Też cudne miejsce, jedne z przyjemniejszych w Szczecinie. Piękne jezioro, otoczone lasem. Latem tłumy ludzi spragnionych odpoczynku nad wodą podążają tutaj niczym do jakiegoś sanktuarium. I ta oficjalna plaża i te nieoficjalne przyciągają jak wyprzedaż w Media Markt.

       A my, pakujemy kiełbaski, wraz z różnymi dodatkami. Zabieram swój magiczny plecak ze sprzętem foto, licząc po cichu na to, że może jednak coś ciekawego znajdę. Marek taszczy kilka kawałków suchego drewna, żeby było jak rozniecić ogień. Niestety nie widać szans na poprawę, na szczęście humory dopisują.

       Mieliśmy nadzieję, że wokół jeziora będą pustki, a tu, nic z tego. Pełno ludzi, albo biegają, albo chodzą z kijkami, spacerują, wyprowadzają psy a nawet spotkaliśmy śmiałków jeżdżących po śniegu rowerami. Chyba coś się w naszym kraju zmieniło! Coraz więcej rodaków nie ma ochoty katować się przygotowaniami do świąt. Pewnie wciąż to zdecydowana mniejszość, ale jednak jest ich całkiem sporo.
       No cóż, pogoda nie jest najpiękniejsza, o jakiejś intymności, o samotnym kontemplowaniu przyrody raczej też nie ma co marzyć. Ale, nie poddajemy się. Ze zdjęciami też jakoś nie specjalnie. Ani flora ani fauna. No co do fauny, to były kaczki i łabędzie, co prawda jakieś niemrawe, ale były. W końcu jest! Zajączek. Ze śniegu, zamiast bałwana.
       Wreszcie docieramy do polany z przygotowanym miejscem na ognisko. Zbieramy kilka połamanych przez wiatr gałęzi, których o tej porze roku nie brakuje. Takich szaleńców spragnionych grillowania w śniegu zbyt wielu nie było. Dzięki przyniesionym zapasom suchego drewna i rozpałce w postaci odmrażacza do szyb, bez trudu udaje się rozniecić ogień.

       Co za frajda, piec kiełbaski przy ognisku nad jeziorem, przy padającym śniegu. A same kiełbaski, zakupione w firmowym sklepie Witkowa, wyśmienite! Jak tu się zdrowo odżywiać, kiedy to niezdrowe takie smaczne?



Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...