Makarska
wywołała we mnie tzw mieszane uczucia. Niewielki fragment miasta w tradycyjnym
chorwackim stylu, czyli tak jak lubię. Reszta to rozkrzyczany wakacyjny kurort nastawiony
na obsługę dużej ilości „stacjonarnych” turystów. Kolorowo, głośno, kiczowato.
Jest na to zapotrzebowanie. Trzeba to przyjąć do wiadomości, takie są realia
ekonomiczne. Dlaczego jednak Makarska odwraca się plecami do żeglarzy, tego nie
rozumiem. Mimo wszystko łapię rano za aparat, by jeszcze przed wypłynięciem
zrobić kilka zdjęć. Jak te Słońce szybko wspina się po nieboskłonie! Kilka
chwil i już jest bardzo wysoko. Robi się bezcieniowa patelnia. Obrazy tracą
swoją wyrazistość i przestrzenność. To już mogą być tylko zdjęcia o wartości
pamiątkowo-reportażowej. Szkoda by jednak było nie zdjąć tych kilku ujęć. Jakiś
plac, jakaś ciasna uliczka …
Z Makarskiej
wypływamy o 0920. Mamy w planie nieco dłuższy przelot, aż do Vodice, czyli
około 70 Mm. Jednym słowem będziemy pływali nocą. Dreszczyk emocji. Oo! No,no.
Czeka nas wypatrywanie i rozpoznawanie światełek, i tych na brzegu i tych na
wodzie. No i wejście do mariny, którą znam tylko z locji. Zapowiada się bardzo
ciekawie. Tymczasem Makarska żegna nas bardzo efektownymi ciężkimi chmurami,
zaczepionymi na paśmie górskim Biokovo, którego najwyższy szczyt wznosi się na
wysokość 1762 m n.p.m. Widok niesamowity. Jednak prognozy pogody nie zawierają
żadnych ostrzeżeń. Wręcz przeciwnie, zapowiadają się korzystne warunki.
Zaraz po
wyjściu z zatoki rozwijamy żagle. Nasz Elan 444 Impression żwawo rusza do
przodu. Bardzo miło nas zaskakuje. Dłuższymi momentami płyniemy z prędkością
ponad 8 kn, co jak na czarterową „mydelniczkę” jest wynikiem zupełnie
przyzwoitym. Świerzy bajdewind powoduje, że płyniemy w efektownym przechyle.
Tym razem nas supercook nie ma łatwego zadania. Grawitacja i fale powodują, że
różne przedmioty przemieszczają się w sposób nie całkiem kontrolowany i
przewidywalny. Ale co to dla niego! Tym
razem wyczarowuje Babeczki, a’la muffinki. Co prawda wnosząc je do kokpitu
tradycyjnie już poświęca kilka „ciepłych” słów w kierunku piekarnika, który nie raczył
równomiernie opiekać jego ciasteczek, nam jednak w żaden sposób nie przeszkadza
to w błyskawicznym pochłonięciu całej dostawy. A lekko przysmolonymi podeszwami
poczęstowaliśmy morskie żyjątka.
O zmierzchu
wiatr cichnie. Uruchamiamy silnik. Mamy jednak za sobą już zdecydowaną
większość drogi. Niewiele wyjdzie z naszego nocnego pływania. Mamy za to
wyjątkowo atrakcyjny zachód Słońca. Piękne barwy i niezwykłe kształty chmur. To
są właśnie te magiczne chwile na morzu kiedy świat na parę zmienia się w
latający dywan i unosimy się lekko nad powierzchnię. Rzeczy wokół nas toczą się
w zwolnionym tempie, jak we śnie. I ta przedwieczorna cisza. Mijamy jakiś jacht
płynący w przeciwnym kierunku. W tym momencie stwierdzam, że dookoła nie ma więcej
jachtów. Pewnie wszyscy już biesiadują w przytulnych konobach. Zdjęcia? A czy
można by nie zrobić choćby kilku? Nie ma mowy. Muszą być.
Dystans do Vodic co prawda już niewielki,
ale wpłynęliśmy między bardzo liczne w tej okolicy wyspy i wysepki, a tu ciach!
Ktoś wyłączył prąd i stała się ciemność. No i mamy swoje światełka. Oj trzeba
bardzo uważać. Na środku przejścia między wyspami Zlain i Obnjan błyska do nas ostrzegawczo
światełko, które wydaje się, że stoi na wodzie. Później kolejne światełka mrugają do nas
porozumiewawczo, zwyspy Tijat i w wyspy Prvič. No i samo podejście do Vodic.
Oznaczenie jest raczej takie sobie. Oko na dziobie z dobrym szperaczem bardzo
wskazane.
Pogoda
bardzo nam sprzyja. Zupełnie się uspokoiło. Ku mojemu zaskoczeniu, mimo, że
jest dopiero chwila po 2200 nie widzimy na kei nikogo z obsługi. W ogóle nikogo
w marinie nie ma. To nie Chorwacja, gdzie my dopłynęliśmy? Jest jakieś fajne
miejsce na końcu kei. Stajemy sobie grzecznie, cichutko. O.K. tak stoimy. Rano
rozejrzymy się po okolicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz