Opuszczamy
zgiełkliwą marinę w Świnoujściu. Marina w Świnoujściu jest
duża i cały czas mocno zapełniona. Można w niej oglądać jachty
z banderami z wielu krajów. Wyposażenie sanitarne się poprawiło.
Jednak dla mnie atmosfera w marinie przypomina nieco poczekalnię
dworcową z dawnych lat. Wolę coś bardziej przytulnego.
Zatoka
Pomorska wita nas flautą. Następuje odroczenie startu. Gładziutkie
lustro wody, mgła unosząca się nad wodą i zacierająca linię
horyzontu i prażące Słońce. Pani sędzia decyduje się na
odroczenie startu. Płyniemy przez około godzinę na silnikach w
kierunku Dziwnowa. Jedni odpoczywają inni coś tam robią przy
jachtach. Ktoś tam wjechał na maszt. Ktoś inny wskoczył do wody.
Ot taka sobie leniwa sielanka, na chwilę przerwana przez Sharkiego,
którego kapitan wpadł na pomysł podpływania do innych jachtów i
polewania konkurencyjnych załóg wodą morską z wiader. Coś mi się
zdaje, że nie wszystkim ten pomysł przypadł do gustu. Kapitan
Sharkiego konsekwentnie buduje swoją kontrowersyjność.
W
końcu pojawiają się na wodzie zmarszczki i czuję na uszach lekkie
podmuchy wiatru. Statek komisji się zatrzymuje i jest ustawiana boja
startowa. Wieje ze wschodu więc halsujemy. Jedni płyną daleko w
morze, inni raczej trzymają się w pobliżu brzegu. Początek
wyścigu jest dla nas znakomity. Jesteśmy w ścisłej czołówce
stawki. W miarę upływu czasu pojawiają się fale. To sprowadza nas
szybko „na ziemię”. Każda, choćby niewielka falka zdecydowanie
nas przyhamowuje. Już zapomnieliśmy, jak to jest. W ostatnich
dniach pogoda była dla nas wybitnie łaskawa i wody osłonięte,
więc Rudzik zapylał jak złoto, a tu bach i tyle. Ale walczyliśmy
dzielnie do końca i linię mety minęliśmy przed naszymi grupowymi
rywalami. Po zostawało jedynie pytanie o czasy przeliczeniowe. Ale
to wyjaśni się wieczorem w czasie oficjalnego zakończenia etapu.
W
Dziwnowie, jak to w Dziwnowie, miejsca przy kejach jest mnóstwo, w
styczniu. Ale póki co jest druga połowa lipca. Cumujemy na
trzeciego, do Trzeciego. Gospodarze przygotowali poczęstunek w
postaci żurku, mocno budżetowego, ale dobrze przyprawionego. Były
też puchary i drobne upominki dla trzech pierwszych jachtów w
każdej klasie. Pan burmistrze bardzo ciepło przywitał żeglarzy i
zachęcał do odwiedzania Dziwnowa. Na razie trochę jeszcze
żeglarsko Dziwnowowi brakuje do doskonałości, ale skoro w
wystąpieniu pana Burmistrza usłyszeliśmy, że pan Burmistrz zdaje
sobie sprawę z niedomagań i chciałby to zmienić, to może w
przyszłości faktycznie tak się stanie. Dziwnów to miasto z
potencjałem.
Ogłaszanie
wyników to swego rodzaju rutyna. W najważniejszych kategoriach
zwykle zwyciężają te same jachty. A tu niespodzianka i bardzo
dużego kalibru. W klasie ORC, gdzie etatowym zgarniaczem nagród
jest Bryza 33, regatowa super maszyna. Tym razem wygrał ktoś inny,
a nie był to Law Budget inna regatowa jednostka, a skromniutki jacht
na który nikt nawet nie zwracał uwagi, jacht klasy Dixi 27 - One,
który adekwatnie do nazwy prowadzony jest przez samotnika. Ten wynik
wywołał sporą uciechę wśród braci żeglarskiej. W innych
klasach już takich niespodzianek nie było. W grupie I open wygrał
Sharki, w grupie II open Fujimo 55, w grupie III open wyklęty, w
grupie I KWR Antidotum, w grupie II KWR Orson i w grupie III KWR...
Uwaga! Uwaga! Rudzik!!! Przypłynęliśmy z wystarczająco dużą
przewagą aby nikt nas nie przeliczył. To już nasze trzecie kolejne
zwycięstwo etapowe w tegorocznych regatach. Niesamowite, już dano
oswoiłem się z myślą, że czas zwycięstw Rudzika minął
bezpowrotnie. Trochę wynika to z faktu, że w regatach niestety nie
bierze udziału Whisky, a jacht którego najbardziej się obawialiśmy
Accu po prostu nie został jeszcze opanowany przez właściciela i w
rezultacie pływa słabo.
Dziwnów,
jako się rzekło, to miasto z potencjałem, ale puki co, to po
ceremonii rozdania nagród, zwijamy się i umykamy do Kamienia
Pomorskiego, chyba najsympatyczniejszej mariny na szlaku Etapowych
Regat Turystycznych.
komisja sędziowska na mecie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz