środa, 22 czerwca 2016

ELANEM PO ADRIATYKU - MAKARSKA, DZIEŃ CZWARTY


Stari Grad o poranku

       Świat o poranku wygląda zupełnie inaczej. Ludzie się krzątają przy różnych pracach. Niektórzy siedzą w kafejkach przy porannej kawie. Ale i same miasto jest jakby jakieś inne. Łapię aparat i idę na poranny spacer przed wypłynięciem. Stari Grad też należy do miast o bardzo długiej historii. Co prawda obecnie mieszka tu niespełna dwa tysiące mieszkańców, ale warto wiedzieć, że było to pierwsze miejsce osadnictwa na wyspie Hvar i jednym z pierwszych w całym regionie Adriatyku. I faktycznie na każdym kroku widać świadectwa bogatej historii. Mamy tu pozostałości murów obronnych z IV w p.n.e. i osady rzymskiej. , wczesnochrześcijańskie baptysterium przy kościele Św. Jana z XII wieku, renesansową rezydencję Petara Hektorovicia z ok 1520 roku, kościół Św. Stefana (1605 r.), klasztor dominikanów (1482 r.), barokowy rynek Škor i wiele innych. Ale też widziałem jak w tych wąziutkich uliczkach układa się kanalizację. Współczesność zanurza się w historię. Pracowała taka bardzo mini koparka i uwijali się ludzie. Historia, historią ale jakoś żyć trzeba.
       Czasami tak bywa, że nie możemy rano się zebrać aby płynąć. Załoga rozłazi się jak mrówki na trawniku. Tym razem jednak, mimo, że nie było żadnego przymusu udaje się ogarnąć rzeczywistość dosyć szybko i o 0900 oddajemy cumy. Mamy w planie przystanek przy słynnym Dugim Racie, zwanym też często Zlatym Ratem, na południowym brzegu wyspy Brač. Jeśli jesteśmy w tej okolicy, mamy płynąć Hvarskim Kanałem i mamy ochotę się pokąpać (przynajmniej niektórzy), to gdzieżby indziej aniżeli przy Dugim Racie. To faktycznie jeszcze nie sezon. Oprócz nas jest na razie na kotwicy tylko jeden jacht. Wkrótce podpływają do pobliskiego nabrzeża dwa małe wycieczkowce. Później pojawiają jeszcze trzy jachty. Admiralnie jednak cisza i spokój. Również na plaży nie widać tłumów. Zaraz po zacumowaniu w kokpicie pojawia się jakaś przekąska. Zostaje przyjęta z należytym uznaniem załogi. 

No to do wody.

       Poruszenie na jachcie, szczególnie wśród młodzieży wywołuje to co koledzy dostrzegają na brzegu. Nie na samym cyplu, ale na skalistym brzegu wyspy. Kilka miłośniczek kompleksowego opalania się absorbuje na sobie uwagę co bardziej zgłodniałych. Zaczynają się kąpiele, podpływanie bliżej brzegu. Siła natury jest potężna. Nawet umiarkowanie ciepła woda nie jest w stanie ostudzić emocji co niektórych. Może to nie zupełnie to, ale Tomek zaspokaja głód załogi serwując golonki z ziemniakami z kapustą. Pyszne! Powoli te ziemniaki z kiszoną kapustą stają się tradycją naszych rejsów, i to tradycją bardzo mile widzianą. Postój Dugim Racie trochę nam się przeciągnął, staliśmy tam prawie dwie godziny. No ale nic dziwnego, tyle atrakcji naraz.

Dugi Rat

       Dzień bardzo przyjemnej żeglugi. Niezbyt silny fordewind. Momentami nawet decydujemy się płynąć „na motyla”. Szkoda, że nie mamy spinakera. Pięknie. 

Motyl rozwinął skrzydła

       Makarską, cel na ten dzień, osiągamy o 1700. Wolnego miejsca przy kei pod dostatkiem. Oczywiście przy cumowaniu towarzyszy nam pan z portu. Od razu opłacamy postój. Tym razem jest to 430 kun. Już przywykłem, że Chorwacki skubią turystów bezlitośnie. I nic na to nie poradzimy. Trzeba jednak przyznać, że dużo z tych pieniędzy wciąż inwestują w rozwój infrastruktury. No może nie wszędzie. W Makarskiej, podobniej jak w Starim Gradzie, informują, nas że jeszcze nie ma sezonu i w związku z tym nie ma żadnych sanitariatów. Straszenie to dziwne. Duży, fajny port, jeden z najbardziej znanych i urokliwych kurortów w tej części Chorwacji, a nie ma normalnej mariny. Chyba po prostu w Makarskiej nie lubią żeglarzy. A może uważają ich za niepotrzebny kłopot, skoro „lądowi” turyści zostawiają tu tyle pieniędzy.

Zbliżamy się do Makarskiej

       Wyruszamy w miasto. Mimo, że jeszcze sezon się nie zaczął, ludzi jest całkiem sporo. Mało tego, czuć atmosferę wakacyjnego kurortu. Dookoła gwar i pełno „suwenirowej” tandety. Zupełnie jak w naszych Międzyzdrojach, tyle że bardziej klimatycznie. Małe miasta tutaj, same w sobie mają tyle uroku, że bez dodatkowych upiększeń, często dosyć wątpliwych, przyciągają ludzi z całego świata. Piotr proponuje wypad na kolację do lokalu, który przypadł mu szczególnie do gustu, gdy spędzał tu wakacje z żoną. Mnie, na odwiedziny fajnej knajpy namawiać nie trzeba. Mówisz – masz. Idziemy do Mirakul. Lokal położony przy swego rodzaju deptaku. Z wyglądu specjalnie się nie wyróżnia. Skoro jednak mają dobrą kuchnię to trzeba to sprawdzić. Na początek mała konsternacja. W zimie zmienił się właściciel i załoga. Chwila zawahania. Siadamy i zamawiamy. I wcale nie żałujemy. Bardzo przyzwoite jedzenie.

       Zrobiła się już ciemna noc, gdy wracaliśmy na jacht. Jeszcze tylko jakieś spóźnione zakupy. Jak to dobrze, że w takich kurortach sklepy funkcjonują do późnej nocy. A w środku, cóż za niespodzianka! Co najmniej kilkunastu Polaków. Przed sklepem kolejne dwie grupki. No cóż, Makarska nie lubi żeglarzy, ale nasi rodacy bardzo lubią Makarską

Ruszamy w miasto.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...