Sobotni
poranek budzi się bardzo leniwie i nieśpiesznie. Nawet w
sanitariatach nie ma kolejki, choć te w trzebieskim porcie do
największych nie należą. Wyraźnie daje się zauważyć, że dla
niektórych wieczorne pogawędki przeciągnęły się do białego
rana. Zapewne czas im się zatrzymał i dopiero wschodzące Słońce
przypomniało im o upływie czasu.
Pogoda
zapowiada się pięknie dla plażowiczów wysmażających tłuszcz na
nadmorskich plażach. Upalnie, bezchmurnie i bezwietrznie. A może to
jest także szansa dla Rudzika?
O
0800 odprawa kapitanów. Słucham z uwagą pani sędziny i
zastanawiam się dlaczego ona przedstawia wszystko w taki zawiły
sposób. Przecież trasa dzisiejszego etapu jest najprostsza z
możliwych. O czym tu mowa? Odpraw kończy się na szczęście dosyć
szybko. Teraz przerwa do uroczystego otwarcia, które ma być o 1000.
Tradycyjnie
w otwarciu uczestniczą różni oficjele z prezesem OZŻ na czele.
Rozpoczynamy od minuty ciszy. Wczoraj znowu kolejny islamski czubek
strzelał do bezbronnych ludzi. Tym razem w Monachium. Niestety
jesteśmy wobec takich sytuacji bezradni. Na a później już sprawy
bieżące. W wystąpieniu pana prezesa Zalewskiego, szczególnie
ciekawe były dwa fragmenty. Pierwsza rzecz, to informacja o
powołaniu fundacji mającej przywrócić do życia ośrodek
żeglarski w Trzebieży. Trzymam kciuki. No a druga sprawa, tak nie
do końca wyartykułowana wprost, to sprawa niedogadania organizacji
zakończenia regat w naszej najnowszej szczecińskiej marinie. Czyżby
chodziło o kasę? Przyglądając się regatom od środka mam
wrażenie, że ktoś chce te regaty wykończyć. Z roku na rok coraz
większe dziadostwo. Tegorocznym symbolem upadku jest brak regatowych
proporców. Wywołało to spore poruszenie, większe niż można by
przypuszczać. Bo to niby tylko symbol, ale jakże ważny. To swoisty
wyróżnik. „My jesteśmy uczestnikami regat”.
Ruszamy
na start. Sędzina ustawia boję rozprowadzającą. Miało być na
wiatr aby jachty się trochę rozjechały. W ostatniej chwili przed
startem wiatr robi odkrętkę. Do tego jest bardzo słaby. Płyniemy
ledwo, ledwo, ale z wiatrem. Niektórzy, mimo niewielkiego dystansu
do boi, decydują się stawiać spinakera. Po boi idziemy ostrym
bajdewindem. Odchodzimy lekko na wschód. Jednak większość jachtów
wybrała hals na zachód. Mniej więcej w połowie dystansu wiatr
znowu robi psikusa i mocno odkręca na wschód. Jachty płynące
naszym kursem stawiają spinakery. My nie chcemy być gorsi i robimy
to samo. Co prawda jest to połówka, ale spinaker ciągnie
doskonale. Lecimy do mety. Okazuje się, że zdecydowana większość
jachtów jest za nami. Ha, ha, ha a to sobie Rudzik popłynął.
A
w Świnoujściu bez zmian. Nikogo tu nic nie interesuje. Nikt nie
próbuje pomagać przychodzącym jachtom. Każdy szuka sobie miejsca
na własną rękę. A że marina spora to i niezłe zamieszanie z
tego jest.
Idziemy
na rybkę do Tawerny Żeglarskiej. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się
czekać tak długo na zamówione danie. W końcu się przypomniałem
obsłudze. Po kolejnych kilkunastu minutach przyszedł kelner, który
coś bełkotał o zamieszaniu w kuchni. Tym niemniej żadnego
zadośćuczynienia nie uzyskaliśmy. Tawerna Żeglarska? Nie polecam.
W
końcu wrócił statek komisji i mogliśmy pójść sprawdzić
wyniki. Co za radość! Już dawno nie widzieliśmy Rudzika na 1
miejscu w swojej klasie. Super. W pozostałych klasach pierwsze
miejsca zajęli: Sharki – open 1, Bella Trix – open 2, Wyklęty –
open 3, Lisica – KWR 1, Bryza 33 – ORC. Zobaczymy jak będzie
dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz