Droga do Henningsvær |
Poranek, jak to zwykle na Lofotach
wietrzny, mokry i pochmurny. Zaczynają dawać o sobie niedostatki naszego domku.
Rano ręczniki są mokre, bo nie wyschły od wczoraj. Na nieotwieralnych oknach z
pojedynczymi szybami skrapla się rosa. Coraz intensywniej używamy ogrzewania
elektrycznego. Jak to dobrze, że nie płacimy osobno za prąd.
Nie ma co gderać, jemy śniadanie i
ruszamy. Tym razem chcemy odwiedzić Henningsvær, opisywane w przewodnikach jako prawdziwa perła Lofotów. W tym celu
udamy się na największą wyspę archipelagu Austvågøy. Główna droga biegąca przez
całe Lofoty jest atrakcją sama w sobie. Gdy jednak zjeżdżamy z niej na którąś z
bocznych dróg, wcale nie jest mniej ciekawie. Miłośnicy natury i pejzaży przez
nią tworzonych mają tutaj prawdziwe Eldorado. Zastanawiam się czy nie istnieje
ryzyko znudzenia się tymi urokami. Póki co, raczej nam to nie grozi.
Droga nr 816 jest wąska i kręta. Inaczej
być nie może, bo prowadzi na granicy zbocza górskiego i wody. Znowu co chwilę
się zatrzymujemy, by zrobić kilka zdjęć. Co prawda wiatr nie słabnie, ale
zawsze znajdzie się jakiś głaz, za którym można przycupnąć. Te pejzaże bardzo
dobrze wpływają na nasze samopoczucie.
Henningsvær - morze i góry |
Aby wjechać do Henningsvær trzeba na
końcu pokonać jeszcze dwa wąziutkie mosty, na których ruch odbywa się wahadłowo
i docieramy do dużego parkingu, na którym zostawiamy samochód. Jak wszędzie do
tej pory, również na tym parkingu dominują kampery. To jakieś osobne byty, mam
wrażenie, że to jakieś potwory, które ubezwłasnowolniły ludzi i każą tymże
ludziom przemieszczać się z parkingu na parking. Oczywiście bez pośpiechu, bo
to dla tych pudeł niewskazane. I rozłażą się jak jakieś robale, zwolna zalewają
ziemię, wkrótce opanują świat i wtedy pokażą swoje straszne prawdziwe oblicze.
Domy na palach |
Uciekamy szybko z tego parkingu aby nie
stać się kolejnymi ofiarami kamperów. U niektórych już pewne niepokojące
symptomy wystąpiły. Na szczęście wchodzimy w miasto i już zgoła inne wyzwania
przyciągają naszą uwagę. W tym niewielkim miasteczku jest całkiem spora ilość
sklepów z szeroko pojętym rękodziełem. Można w nich znaleźć różne przetwory,
odzież, elementy wystroju wnętrz i całą masę różnych niepotrzebnych zbieraczy
kurzu. A jednak przyciągają one wzrok, intrygują prostotą, wręcz prymitywizmem.
Często też są niezwykle funkcjonalne. Ciekawe. W jednym z domów jest mini huta
szkła. Dwoje ludzi na oczach gawiedzi wyrabia różne naczynia ozdobne z
kolorowego szkła. Można u nich wykupić możliwość samodzielnego wykonania
jakiegoś prostego naczynka. Chętnie bym się tej sztuki nauczył. Ma w sobie coś
ze szlachetności. Te wyroby są tak mało użytkowe a jednak robią wrażenie na
każdym oglądającym.
Rękodzieło na każdym kroku. |
Wycieczka do Henningsvær była pełna
estetycznych wrażeń i zadumań. Pora jednak wracać. Jak zwykle, po powrocie z
wycieczki rzucamy się do przygotowania obiadu. Dzisiaj jednak krąży jeszcze
coś. Ta wilgoć i te zimno coraz mocniej kierują nasze myśli ku kozie. Grzejniki
elektryczne nie radzą sobie z wyzwaniami. W końcu Witek rozpala kozę i robi się
całkiem przyjemnie.
Za oknem dalej jest byle jak. W środku,
dzięki kozie zrobiło się błogo. Wyciągamy się jak koty na piecu i mruczymy z
zadowoleni. No, ale, urlop powoli dobiega końca, a my nie zrealizowaliśmy
jeszcze głównego punktu naszej wyprawy, nie obserwowaliśmy Słońca wędrującego w
środku nocy nad linią horyzontu. Trochę się wahamy, ta temperatura i wiatr na
zewnątrz nie zachęcają do spacerów. Długo to trwało, jednak zrywamy się nagle,
jakby dźgnięci jakimś szpikulcem, pakujemy się do samochodu i gnamy w kierunku
Unstad. Później szybki marsz i za 10 dwunasta docieramy do punktu widokowego.
Rozstawiam statyw i rozpoczynam sesję fotograficzną. Dzięki sporej ilości chmur
mamy na niebie niesamowity spektakl. Najpierw fotografuję bez filtrów. Później
zakładam filtr szary, połówkowy. Później dokładam cały szary.
Wielki spektakl na niebie |
Wielkiego tłumu to może nie ma, ale i
tak jest całkiem dużo ludzi. Termometr w samochodzie pokazał, że jest +3
stopnie. Cały czas nieco popaduje. Nie zraża to jednak poszukiwaczy piękna. Ktoś bardziej zorientowany, mówi,
że kulminacja nastąpi o godzinie 01:10, więc dzielnie czekamy aż minie ta
godzina. Przez cały ten czas Słońce przesuwa się nad linią horyzontu,
równolegle do niej. Później znowu zaczyna się wznosić. Warto było tu być.
Spacer o godzinie 01:30 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz