poniedziałek, 16 lipca 2012

Wyprawa na Lofoty – Unstad



Surowość i majestat Lofotów

       Kolejny dzień naszej norweskiej przygody nie rozpoczyna się zbyt zachęcająco. Ogromne, ciemne chmury zasnuły całe niebo. Postanawiamy jednak, że mimo wszystko trzeba gdzieś wyjść, szkoda dnia, choćby na chwilę. I zdaje się, że ta nasza wielka chęć i nagromadzenie pozytywnej energii spowodowało, że chmury nieco się rozrzedziły i przejaśniały. Wyruszamy.
       Lofoty to takie niezwykłe miejsce, gdzie za każdym zakrętem, można się spodziewać jakiegoś niezwykłego widoku. Równie dobrze może to być jakaś majestatyczna góra jak i bajkowo słodka zatoczka z lazurową wodą. Tak, nigdy nie wiadomo co nas zaskoczy, ale wiadomo, że coś nas zaskoczy. W pewnym momencie wyłoniła się po lewej stronie drogi kolejna zatoka, która wydawała się być interesująca. Niemal w tym samym momencie ujrzałem po prawej  stronie szutrowe odgałęzienie drogi stromo wspinające się w górę. Intuicyjnie skręciłem w tę odnogę i pochwili znaleźliśmy się, na swego rodzaju tarasie widokowym. Mieliśmy przed sobą całą tę zatokę, i potężne góry schowane w chmurach do niej schodzące, a wszystko to spowite w niesamowitej atmosferze surowości i tajemniczości. Przywodziło to na myśl obrazy ze starych sag. Przeniosłem się w jednej chwili o dobre 1000 lat wstecz. Dłuższą chwilę podziwialiśmy ten widok. W końcu, nieśpiesznie wyciągnęłem mojego Nikona i statyw i przymierzyłem się do tego zjawiska. Pewnie, gdyby było słonecznie też byłoby pięknie, ale raczej nie byłoby tego klimatu niesamowitości.

Po drugiej stronie tunelu
       Wracamy na główna drogę. Po chwili wjeżdżamy w długi i dosyć ciemny tunel. Gdy z niego wyjeżdżamy, pogoda jest jeszcze bardziej przyjazna. Pojawiły się  niebieskie plamy bezchmurnego nieba, a przed nami wyłoniła się wioska Unstad również bardzo malowniczo położona nad kolejną zatoką. To właśnie tam zmierzamy.
       Z Unstad do Eggum prowadzi krótki, niezbyt trudny, a do tego atrakcyjny widokowo szlak. W jedną stronę około 2 godzin marszu. Jest dosyć zimno, wieje silny wiatr, więc ubieramy się jak możemy najcieplej. Patrząc na nas, raczej trudno się domyślić, że jest pełnia lata. Mamy też ze sobą termosy z gorącą herbatą i kawą, oczywiście odpowiednie dodatki do nich oraz coś do przegryzienia. Już zaadoptowaliśmy się do miejscowych zwyczajów.


       Szlak faktycznie nie jest zbyt wymagający, choć są miejsca, gdzie zainstalowano łańcuchy aby ułatwić pokonanie co trudniejszych fragmentów trasy. Ludzi nie spotykamy zbyt wielu, za to owiec jest mnóstwo. Z resztą nie tylko w tym miejscu. Jak do tej pory, pasące się wszędzie owce, wydają się nam jednym z najbardziej charakterystycznych elementów tej krainy. Przyglądamy im się z dużym zaciekawieniem. Bez względu na porę doby, one cały czas się pasą. I żują, i żują … No a skoro tak bez przerwy żują to i muszą sporo wydalać. Niestety tak właśnie jest. Zarówno zbocza jak i ścieżki są bardzo dokładnie przez nie zaminowane. Trzeba bardzo precyzyjnie kluczyć, aby nie wpakować się na choćby jedną z min, co ostatecznie nikomu się nie udaje. Ze szczególną przyjemnością obserwujemy młode owce, które jak to młode, dokazują bez końca. Tyle, że to nie jest normalna łąka, tylko momentami stroma góra. One jednak nic sobie z tego nie robią.

Nieodłączne towarzyszki naszych wędrówek.
       Docieramy do cypla wysuniętego nieco w morze, na którym znajduje się jakieś światło nawigacyjne. Nie tylko my postanowiliśmy zrobić sobie tutaj przerwę na małe co nieco. Większość przechodzących turystów również się tutaj zatrzymuje. Jest tu kilka, mniejszych lub większych głazów, za którymi można się schronić od wiatru i spokojnie napić się czegoś ciepłego. Przy okazji mamy możliwość podziwiania pięknej panoramy morza. Zaleźliśmy świetne miejsce do obserwacji niezachodzącego Słońca. Musimy tu wrócić koło północy.
       Siedzimy tak sobie schowani przed wiatrem za wielkim głazem, a tu pojawia się na horyzoncie wielka czarna chmura. O ho, trzeba się wycofywać. Odpuszczamy sobie dotarcie dzisiaj do Eggum. Idziemy dosyć dziarskim krokiem, jednak nie udaje nam się zdążyć do samochodu przed deszczem, mimo wszystko nas złapał. Na szczęcie dopiero na sam koniec.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...