Dzień drugi – do Lufta Camping
Pobudka na kampingu Vätterledens Camping był bardzo sympatyczny. Słoneczny poranek, lekka rosa na trawie, wiewiórka na najbliższym krzaku i atmosfera sielskich wakacji. Nic dziwnego, że budziliśmy się powoli. W końcu jakoś się zebraliśmy i zaczęliśmy szykować śniadanie. Oczywiście śniadanie na dworze, bo czy w takiej sytuacji mogłoby być coś milszego?
Śniadanie było już w zasadzie gotowe, gdy Witek chciał coś uwiecznić aparatem. Padło więc pytanie: gdzie mój aparat? W takim rozgardiaszu nie trudno coś tak położyć, że potem i przez godzinę można szukać bezskutecznie. Zaczęliśmy więc szukać Witkowego Nikona. Wydaje się wręcz niemożliwe, aby w takim maleńkim domku tak schować, niemałą przecież lustrzankę, aby nie można było jej znaleźć. Zaczęliśmy się nawet zachowywać nieco irracjonalnie i szukaliśmy aparatu dookoła domu. Może wieczorem Witek zostawił go gdzieś koło chatki. Niestety aparatu nigdzie nie było. Jeszcze raz odtwarzamy przebieg wczorajszego wieczoru. Niemal na 100 % jesteśmy pewni, że aparat leżał w środku na stoliku. No tak, a stolik jest tuż przy oknie, które było otwarte przez całą noc. Zdaje się, że w Szwecji też kradną! Magda z Witkiem poszli do recepcji, aby poinformować o tym nieprzyjemnym zdarzeniu. Warto ostrzegać innych turystów. Okazało się jednak, że o tej porze, jeszcze nikogo tam nie było. Nie pozostało nam nic innego jak się zapakować i jechać dalej.
Jedziemy drogą E04 w kierunku Sztokholmu. Jakież miłe zaskoczenie. Planując podróż wybrałem tę drogę bo miała być najszybsza. Nie liczyłem natomiast na żadne doznania estetyczne. Spodziewałem się raczej nudnego porządku, jaki znam z południowej Szwecji i oczywiście doskonałej drogi. Tym czasem jechaliśmy przez cudowne tereny pełne lasów i jezior, momentami pojawiały się też jakieś górki. Nie mogliśmy wprost nacieszyć się tymi krajobrazami. I tak, prawie do samego Sztokholmu. A stolica to stolica. Duże miasto, pełno samochodów, główna droga w przebudowie. No po prostu kiszka. Po tych kilkuset kilometrach sielanki tym bardziej nieprzyjemnie. Przebijamy się w końcu przez aglomerację, odjeżdżamy jeszcze kilkadziesiąt kilometrów i zatrzymujemy się na rastplats MOZA STENAR niedaleko Uppsali. Kolejne fajne miejsce, gdzie można odetchnąć. Wyciągamy naszą kuchenkę turystyczną i jedno z wielu dań przygotowanych w domu i nieśpiesznie biwakujemy. To działa jak narkotyk. Moglibyśmy już dalej nie jechać, tu jest tak przyjemnie. Trzeba jednak jechać, nie mamy co prawda dokładnego planu kilometrowego, ale jutro wieczorem chcielibyśmy dotrzeć do Bodö w Norwegi skąd odpływa prom Na Lofoty, a to jeszcze bardzo daleko.
Przydrożny parking MOZA STENAR |
Trochę się jednak zagalopowaliśmy w tej jeździe „byle dalej, byle dalej, byle dalej”. Zrobiło się już trochę późno, prawie 21, a jak mogliśmy się już przekonać recepcje kampingów nie pracują tu całodobowo. Udało nam się, chwilę po dziewiątej dodzwonić do Lufta Camping koło Ånäset. Pan z absolutną obojętnością poinformował nas, że mają wolne chaty i jeśli zdążymy do 22 to proszę bardzo. Udało się !!! Byliśmy nawet za dziesięć dziesiąta. Na Lufta Camping są 23 domki i atrakcje w postaci basenu i minigolfa. Tym razem cena nieco wyższa, 380 SKr, ale domek większy, dużo wyższy standard sanitariatów, a i sam kamping bardzo ładny. Świetne miejsce.
Kiedy już załatwiliśmy formalności i dotarliśmy do naszego domku mogliśmy wreszcie się odprężyć. Jednak troszkę emocji było, zdążymy czy nie zdążymy. A teraz spokojnie toaleta, kolacyjka, napoje rozweselające. I nagle ktoś z nas zauważył, że jest już za piętnaście jedenasta a jest całkiem widno! No tak jesteśmy już wysoko na północy. Mamy białe noce.
Fragment Lufta Camping |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz