piątek, 1 lipca 2011

W MIEŚCIE MOZARTOWSKICH CZEKOLADOWYCH KULECZEK

        Od czasu do czasu odrywam się od wody i jadę powędrować po górach. Niestety nie mogę tego robić tak często jak bym chciał, tym bardziej więc, każdy taki wyjazd jest dla mnie dużym wydarzeniem. Jest tak z dwóch powodów. Po pierwsze samo wędrowanie, choć wylewam hektolitry potu, jest niezwykłym przeżyciem. Zawsze mało, zawsze chciało by się więcej. Jeszcze jeden szlak, jeszcze jedna góra, jeszcze jeden wodospad, jeszcze jedna jaskinia … A drugi powód radości z wyjazdów na górskie szlaki to szaleństwo fotograficzne. Ileż tam fascynujących motywów, maleńkie kwiatki i ogromne góry. A ileż pułapek. To co nas zachwyca w naturze, niestety nie zawsze sprawia takie samo wrażenie na fotografii. A zmagania ze światłem? To jest wyzwanie.

       No więc udało się wyrwać w góry. Tylko na pięć dni, ale zawsze to coś. Tym razem, pierwszy raz nie licząc wyjazdów na narty, nie w nasze polskie góry, ale w Alpy, do miejscowości St. Martin w Saalachtal (dolina rzeki Saalach).  Ponieważ jednak mieliśmy zarezerwowany pobyt od soboty i nie można było tego zmienić, a wolne mieliśmy już od piątku, na chybił trafił wyszukałem jakieś miejsce w pobliżu tego docelowego, aby już od soboty można było zacząć naszą przygodę z górami. Wydawało mi się, że w Niemczech hotele są nieco tańsze, wybór padł więc na Bad Reichenhall, oddalony od St. Martin o ok. 30 kilometrów.  Czy faktycznie było taniej? Chyba nie, nie sprawdzałem z powodów, o których za chwilę.

        Zarezerwowaliśmy nocleg w hotelu Alpenrose. Gdy dojechaliśmy na miejsce, około kolacyjną porą, pierwsze wrażenia były mocno mieszane. Zupełnie boczna wąska uliczka. Po obu stronach stare dorodne drzewa. Malutki niepozorny hotelik. Wysiedliśmy z samochodu i rozejrzeliśmy się dokoła, i w tym momencie wyrwało się z naszych ust pierwsze: ooooo!  Miasteczko położone w dolinie otoczonej całkiem wysokimi górami. Nawet w tak banalnej uliczce robi to niesamowite wrażenie.  No dobra, ale najpierw trzeba się zameldować. Ha! Ha! Ha! Nie, nie będziemy spać w tym budyneczku przy ulicy. Tam z tyłu jest taki niewielki, parterowy domek z kilkoma pokojami. Na chwilę miny nam zrzedły. Gdy jednak weszliśmy do środka okazało się, że wszystko jest w najlepszym porządku. Eleganckie, czyste pokoiki z łazienkami, wyposażone jak należy.  We wspólnym pomieszczeniu kącik kuchenny z lodówką i kuchenką mikrofalową. Ekstra, tu można mieszkać.

       Natychmiast po dopełnieniu formalności i przegryzieniu małego co nieco ruszamy „na miasto”. Okazało się, że hotel Alpenrose jest oddalony od centrum niespełna 5 minut. Gdy tam dotarliśmy ochów i achów nie było końca. Trafiliśmy do przepięknego miasteczka, kurortu z bardzo długą tradycją. Nawet zabytkowe centrum składało się z dwóch części, z tej właściwej i tej jeszcze starszej. A wszystko dopieszczone jak cacuszko. Widzieliście kiedyś w centrum miasta sztucznie utworzony strumień?  Domy jakby dopiero co odświeżone, pełno kwiatów, kolorowo. Jak to w kurorcie mnóstwo knajpek. Najstarsza jaką wypatrzyliśmy to winiarnia, chwaląca się rodowodem sięgającym XIII wieku. W tym mieście przez pewien czas przebywał też Wolfgang Amadeusz Mozart, który urodził się w pobliskim Salzburgu. Z Mozartem wiąże się też jedna z największych atrakcji Bad Reichenhall, a mianowicie czekoladowe kuleczki mozartowskie, wytwarzane od blisko 150 lat wg specjalnej receptury, w rodzinnej firmie Paul Reber. Można je znaleźć nie tylko w bardzo wytwornym punkcie firmowym, ale także w wielu innych punktach  w mieście, nawet na stacji paliwowej.

       Późna pora i wąskie uliczki to spore wyzwanie przy robieniu zdjęć. Kiedyś jeden z kolegów poprosił mnie, w czasie wspólnej wędrówki, abym zrobił mu zdjęcie jego aparatem. Jakoś tak mi się tamto zdjęcie komponowało, że chciałem je zrobić w pionie. Kolega zdecydowanie zaprotestował. Tylko poziome, tylko poziome, wołał. Uśmiechnąłem się do  siebie na wspomnienie tamtej sytuacji próbując komponować kolejne kadry zabytkowych uliczek z wysokimi górami w tle. Spacer kończyliśmy gdy było już ciemno a tu jeszcze tyle ciekawych rzeczy. Robiłem zdjęcie za zdjęciem a i tak czułem niedosyt. Musimy tu przyjść jeszcze rano, zanim wyruszymy do St. Martin.

       Byliśmy tak oczarowani Bad Reichenhall, że moja żoneczka stwierdziła, że nawet mogłaby się w końcu nauczyć niemieckiego i zamieszkać tu na stałe. W tym momencie magia na chwilę się ulotniła. Bo co mielibyśmy już na zawsze sprzątać jakieś biura czy domy, albo pracować „na zmywaku” w knajpie? Akurat oboje wykonujemy takie zawody, że trudno byłoby nam tak z marszu rozpocząć pracę w swoim zawodzie za granicą. Ba, nawet przeprowadzka do innego miasta nie byłaby taka prosta. No dobra to możemy tam przyjeżdżać jako emeryci, „do wód”. Cóż za rojenia. Biorąc pod uwagę stan polskiego systemu emerytalnego i przewidywaną wysokość naszych emerytur, raczej nie będzie nas na to stać. No tak, ale przecież, właśnie z tego powodu, będziemy pracować do samego końca, to i może będzie nas jednak stać by odwiedzać takie magiczne miejsca.
       Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Rano wróciliśmy do centrum. Zupełnie inne miasto. Oczywiście od rana tłum ludzi spacerujących po uliczkach, pijących poranną kawę. My też wstąpiliśmy do cukierni na poranne ciacho. Kolejna seria zdjęć. Nieźle się nagimnastykowałem w zabytkowych tężniach. Zakupy w sklepie z butami. Te same marki, te same lub nieco niższe ceny, ale wybór niesamowity! Oczywiście odwiedziny w firmie Reber, piękne ekskluzywne miejsce a w nim same czekolady. Nie wiem jakie to duże, ok. 100 metrów kwadratowych, może więcej, a w środku tylko czekolada i podobizny Mozarta. A jak te czekolady zapakowane! O rety, prawdziwy zawrót głowy.  Gdy tak sobie wędrowaliśmy uliczkami Bad Reichenhall oczarowani jego urokami, usłyszeliśmy dochodzącą, gdzieś, z niewielkiej odległości niezwykłą muzykę. Głównie werble i trąbki. Jak z jakiegoś filmu opowiadającego historię z XIX wieku. Kapitalna, bardzo rytmiczna i energetyczna muzyka. Poszliśmy za dźwiękiem i znaleźliśmy tę orkiestrę. Jej wygląd był świetnym uzupełnieniem tego co grali, stylowe stroje, kapelmistrz wymachujący „pałką”.  I pomyśleć, że Bad Reichenhall wybrałem przypadkowo. I już nie sprawdzałem, czy faktycznie było taniej.


To możemy jechać do St. Martin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...