środa, 26 czerwca 2013

REGATY O PUCHAR DNI MORZA - OSTATNIA KARINA



       Sezon regatowy w pełni. Tydzień w tydzień jakieś ściganie. I to nie jedne. Terminy regat coraz częściej się pokrywają. I dobrze to, i nie dobrze. Dobrze, bo przynajmniej niektórzy organizatorzy starają się by ich impreza była jakoś okraszona dodatkowymi atrakcjami. Niedobrze, bo wbrew pozorom, nie ma w naszym okręgu aż tak wielu miłośników regacenia się. Pływając tu i tam, większość ludzi, których spotykam, przynajmniej z widzenia, dobrze znam. A więc będziemy się dzielić. W rezultacie na Regatach o Puchar Dni Morza, bardzo ciekawych ze sportowego punktu widzenia, zjawiło się niewiele ponad dwadzieścia jachtów, bo równocześnie w Trzebieży odbywały się regaty Łarpia, z bardzo ciekawą oprawą. W Świnoujściu spotkałem wielu świetnych żeglarzy, z którymi rozmowa o żeglarstwie to prawdziwa rozkosz. Ale poza tym, nikt tam się regatami, ani uczestnikami regat nie interesował. Nie było nawet zwyczajowej kiełbasy z grilla.  W Trzebieży regaty połączono z festiwalem szantowym, były też różne inne atrakcje, a na koniec obdarowano uczestników mnóstwem upominków, bez względu na zajęte miejsce. Bardzo lubię się regacić, i to tak na poważnie, ale wcale nie jestem pewien, czy w przyszłym roku, jeżeli znowu dojdzie do podobnego zbiegu terminów, nie wybiorę Trzebieży.


       Same regaty, ze sportowego punktu widzenia były bardzo ciekawe, szczególnie biegi pierwszy i trzeci, rozegrane na tzw. trójkącie olimpijskim. Taka konfiguracja sprawiła, że trzeba było sprawdzić się na różnych kursach, że trzeba było mieć jakąś przemyślaną taktykę, a w rezultacie sytuacja na trasie ulegała różnym zmianom. Niestety, niewiele dobrego można powiedzieć o wyścigu drugim, tzw. Długim, rozgrywanym od startu usytuowanego na wysokości świnoujskiej plaży, niedaleko od toru wodnego, do boi ODAS. Przy panujących na Zatoce Pomorskiej warunkach pogodowych, był to wyścig na dwa halsy. Jeden do boi, drugi do mety. Jeżeli, weźmiemy pod uwagę, że na wszystkich jachtach są GPS-y, to naprawdę wielkiej filozofii w tym żeglowaniu nie było. Każdy postawił to co miał i gnał przed siebie. Odrobinę ożywienia wniósł jedynie … brak ODAS-a na półmetku. Okazało się, że organizatorzy nie sprawdzili, czy ta wielka, żółta boja znajduje się na swoim miejscu. Jakież było zaskoczenie większości regatowców, którzy przecież doskonale wiedzieli gdzie płyną, gdy na podanych współrzędnych zamiast oczekiwanego ODAS-a znajdowali dwie maleńkie, żółte boiki. Zastanawiam się, czy nie mona było wyznaczyć dwóch dodatkowych punktów, tak by z trasy zrobił się jakiś „Z”. Przecież na morzu bardzo dzielnie organizatorom pomagała policja i wojsko, za co obu instytucją należą się słowa podziękowania, więc prawdopodobnie nie byłoby większego problemu, aby tak zrobić. Z całą pewnością bardzo by to urozmaiciło wyścig.


       Pływanie po trójkącie ze śledziem jest bardzo interesujące, do końca nie można być pewnym końcowego sukcesu. Wyzwala to duch prawdziwej rywalizacji. W trzecim wyścigu, po kolejnych perturbacjach z naszym spinakerem płynęliśmy w naszej grupie na piątej pozycji. Ostatni odcinek do mety to było pływanie ostro na wiatr. Tutaj wszystko wyszło nam znakomicie i tylko Neferteti była przed nami. O beznadziejności naszego spinakera żeglarze będą pewnie opowiada sobie przy piwie przez następne pięćdziesiąt lat. Niestety, na razie nie możemy zrealizować inwestycji p.t. nowe żagle. Osobną sprawą to przelicznik KWR. Mimo, dwóch drugich miejsc na mecie, po uwzględnieniu przelicznika spadaliśmy do tyłu. Jak to możliwe, że najmniejsza łódka w stawce miała najgorszy przelicznik. Przecież pozostałe jachty, to jednostki blisko ośmiometrowe, a więc blisko dwa metry (33 % długości naszego jachtu) większe od Rudzika. Przy kursach na falę na morzu, sześciometrowa łódka ważąca tonę, nie ma najmniejszych szans z ośmiometrowcami ważącymi 2,5-3,5 tony. Mimo całej, wielkiej sympatii do Adama Lisieckiego, propagatora KWR, uważam, że ta formuła ma jakiś bardzo poważny feler, bo jest wybitnie niekorzystna dla najmniejszych i największych. Bo my narzekamy, ale co mają powiedzieć chłopaki z Bryzy 33 startującej w I klasie KWR? Przecież oni przegrywają każdy wyścig już przed startem. Jak zażartowała sobie koleżanka ze Smyczka, rywalizującego z Bryzą 33, ta ostatnia powinna mijać linię mety, kiedy jeszcze Smyczek nie wyłoni się zza horyzontu. Szkoda.   


       Jak już wyżej wspomniałem, Regaty o Puchar Dni Morza rozgrywane były w bardzo skromnej obsadzie. To, że równolegle rozgrywane były inne regaty nie do końca chyba wyjaśnia tę sprawę. Ilość jachtów w naszym regionie jest tak duża, że bez trudu możnaby nimi dobrze obsadzić obie imprezy. Nie chce się ludziom? Nie lubią, a może boją się regat na morzu? A może to Świnoujście odstręcza żeglarzy? Ta nie ma klimatu żeglarskiego, jest tylko czysto komercyjne podejście do tematu. Bo jak inaczej wytłumaczyć kompletny brak zainteresowania władz zarówno żeglarskich jak i miejskich, do jednych z najważniejszych regat rozgrywanych na Zatoce Pomorskiej. Niejako symboliczne pod tym względem było zakończenie regat. Przysiedliśmy sobie w jakimś ogródku piwnym, w kąciku, i sędzia, pan Paterkowski bardzo dobrze prowadzący zawody, ogłosił wyniki i rozdał nagrody. Osoby przechodzące obok nawet nie miały szans zauważyć, że oto odbywa się zakończenie jakichś regat.



       Jeśli chodzi o wyniki, to raczej zaskoczenia nie było. Wśród największych wygrał Smyczek, w najliczniej obsadzonej II klasie KWR wygrała prowadzona przez świetnego skipera, Lady Dana, choć chłopaki z Bluefina walczyli dzielnie do końca. No i w naszej, III klasie KWR zgodnie z przewidywaniami wygrała Nefertiti. Ciekawostką jest to, że po trzech wyścigach, trzy jachty w naszej grupie miały tyle samo punktów, tyle że o ostatecznym wyniku decydowało w tej sytuacji miejsce w ostatnim biegu, gdzie, mimo że przypłynęliśmy na metę jako drudzy, po uwzględnieniu przeliczników spadliśmy na 4 miejsce i takie też zajęliśmy w ostatecznej klasyfikacji wyprzedzeni przez Melthemi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...