niedziela, 6 lutego 2011

Na końcu świata, w Nowym Warpnie

Późne popołudnie. Pusta ulica. Od czasu, do czasu, ktoś chyłkiem przemknie pod murem. Wiatr niekiedy podnosi tuman kurzu. I tylko brakuje pijanego kota, który przechodząc przez plac przy ratuszu, potyka się o własne łapy i pada. Znacie ten pejzaż? Pewnie wielu odpowie: No jasne! Przecież to typowa sceneria z westernów. Zaraz pojawi się dwóch rewolwerowców i rozegra się pojedynek na śmierć i życie.
A właśnie, że nie. Zachód to i owszem jest, ale w żadnym wypadku dziki. A nasz krajowy. Dokładniej północny zachód. A ci dwaj to żadni rewolwerowcy. To żeglarze, którzy przed chwilą dopłynęli do mariny i idą do sklepu uzupełnić zapasy piwa, ewentualnie również i inne. To Nowe Warpno, jedno z dwóch, moich ulubionych miast nad Zalewem Szczecińskim. Bywam w nim teraz i dla przyjemności i w związku z pracą, ale zawsze z przyjemnością. Tak jest od dawien dawna. Na hasło „Nowe Warpno” pojawiają się w moim umyśle różne obrazy. Oto jestem nastoletnim chłopakiem, jesteśmy z rodzicami z wizytą u ich znajomych. Po kolacji idziemy z synem gospodarzy na poddasze i po raz pierwszy mam okazję wysłuchać z  gramofonu pierwszej płyty Budki Suflera.  „Lubię ten stary obraz”. „Szalony koń”, do tej pory na wspomnienie tamtej chwili przechodzą mnie ciarki po plecach. Albo inny obraz: jest sierpień, jesteśmy na obozie naukowym z uczelni, prowadzimy badania ankietowe wśród mieszkańców Nowego Warpna, znakomita atmosfera, dużo absolutnie nowych wrażeń dla młodych ludzi a przy tym świetna zabawa. Nagle w kilku miejscach, nielicznych ze względu na specyfikę miasta, pojawiają się flagi i transparenty z różnymi postulatami. Jest rok 1980, przedwcześnie wkraczamy w dorosłość.

Dzisiaj w Nowym Warpnie mieszka raptem ok. 1200 osób, czyli mniej niż w XVIII wieku. Miasto o ciekawej historii, przychylne żeglarzom i świetnie nadające się do wypoczynku. Lokacja miasta miała miejsce najprawdopodobniej w 1295 roku, ale osada istniała tam już dużo wcześniej. Pierwsza wzmianka o kościele w Nowym Warpnie pochodzi z roku 1267, a więc ok. trzydzieści lat wcześniej niż lokacja. Miasto do dzisiaj zachowało średniowieczny układ urbanistyczny. A prawdziwą jego ozdobą jest ratusz ryglowy pochodzący z XVII wieku. Również kościół jest ciekawym obiektem, choć z zewnątrz raczej jest skromny. W środku można znaleźć m.in. organy z XVIII wieku, barokowy ołtarz z 1704 roku, czy też kilka innych zabytkowych dzieł. Po zwycięstwie reformacji na tych terenach był to aż do końca II wojny światowej kościół protestancki. Od 15.08.1946 roku jest kościół rzymskokatolicki. Dzisiaj pełni funkcje nie tylko sakralne, ale jest też ośrodkiem życia kulturalnego lokalnej społeczności.
Ciekawym epizodem w historii miasta, był okres władztwa szwedzkiego w latach 1648-1720. Chcieli oni z Nowego Warpna stworzyć twierdzę. Centrum miasta znajdowało się na wyspie, oddzielonej od stałego lądu fosą. Szwedzi nie zrealizowali swojego planu do końca. Za mało czasu, do tego jeszcze wielki pożar w 1692 rok, po którym znaczna część mieszkańców przeniosła się do położonego po drugiej stronie jeziora nowowarpieńskiego, Starego Warpna-Alt Warp. Szwedzi panowali krótko, ale fortyfikacje, które pozostawili, rozebrano dopiero w XIX wieku. Wtedy też, zasypano fosę i miasto znalazło się na półwyspie.
Później przyszło panowanie pruskie. Niewiele osób wie, że na wysokości Nowego Warpna rozegrała się pierwsza bitwa morska stoczona przez Prusy. Było to 10.09.1759 roku. Przeciwnikiem była flota szwedzka, która okazała zbyt mocna. W 1846 roku zapadła decyzja o wybudowaniu grobli łączącej Neu Warp z Alt Warp. Prace nad projektem trochę się ślimaczyły, zupełnie jak współcześnie u nas. W rezultacie projekt ten zatwierdzono dopiero w 1908 i nigdy go nie zrealizowano. Ale i tak okres panowania pruskiego to nienajgorsze lata dla rozwoju Nowego Warpna. Pod koniec XIX wieku powstało połączenie kolejowe ze Szczecinem, którego już dawno nie ma. W tym czasie znajdował się tam również dom starców, szpital, poczta, szkoła, dom towarowy, łaźnia miejska i mleczarnia. Natomiast w okresie międzywojennym Niemcy odkryli uroki turystyczne miasta, co przyczyniło się do dalszego rozwoju.
Niestety po II wojnie światowej miasto nie miało tyle szczęścia. Położenie geograficzne sprawiło, że Nowe Warpno znalazło się na „końcu świata”, i to takim końcu, który nikogo nie interesował. Krótki okres prawdziwej prosperity pojawił się gdy nastał czas promów wolnocłowych. Był to wtedy jeden z najbardziej ruchliwych portów w Polsce. Pogranicznicy odprawiali codziennie tysiące ludzi. Sam też raz skorzystałem z tego dobrodziejstwa. Akurat mieliśmy okrągłą rocznicę ślubu. Wziąłem więc dwóch pomocników, obowiązywały limity, i zrobiliśmy stosowne zakupy. To eldorado szybko jednak się skończyło i znowu zapanowała cisza i spokój.

Obecne władze starają się aby wykorzystać niewątpliwe walory turystyczne tych okolic. Czeka ich jednak wiele pracy. Na pewno dobrym pociągnięciem było oddanie w prywatne ręce portu rybackiego w 2009 roku. Firma SKAGEN, która zajmuje się czarterowaniem jachtów wzięła się z zapałem do pracy. W pierwszej kolejności zrobili przyzwoite sanitariaty. Chwała im za to. Sprawili też nam, wspólnie z jedną z piekarni (przepraszam, nie pamiętam którą) bardzo miłą niespodziankę w czasie Etapowych Regat Turystycznych. Otóż, rano, przed wypłynięciem w rejs czekały na nas na kejach kosze z bułkami. W pierwszej chwili żeglarze byli nieco zaskoczeni i nie bardzo wiedzieli o co chodzi, ale gdy wszystko się wyjaśniło, radość była wielka. A sama marina jest bardzo sympatyczna. Trzeba, jak to na Zalewie, uważać by dopływając do Nowego Warpna nie wpakować się na mieliznę. Najlepiej trzymać się toru wodnego. Na samym Zalewie mnóstwo sieci i ogromne kamienie tuż pod wodą w okolicach Podgrodzia. Trzymam kciuki za tych ludzi, którzy chcą coś zrobić w Nowym Warpnie.

Z zupełnie innej beczki, nasunęła mi się refleksja, gdy przeglądałem zdjęcia mające stanowić ilustrację tego tekstu. Byłem w Nowym Warpnie już wiele razy, wydawało mi się, że zrobiłem sporo zdjęć, tym czasem nie miałem co wybrać. Czasami, często, nie fotografuję czegoś, bo już tu byłem, bo już to obfotografowałem. A gdy dochodzi co do czego, to okazuje się, że nie mam takich ujęć, z których byłbym zadowolony. Dla czego tak oszczędzam? Przecież w dobie fotografii cyfrowej nie jest to niczym uzasadnione.
           

1 komentarz:

  1. Ja z kolei mam odwrotnie. Szukając fotek do danej relacji, zazwyczaj nie wiem, co wybrać, bo po prostu mam ich zbyt dużo. Po pierwsze niepotrzebnie tracę czas, a po drugie mam dylemat: które zdjęcie lepsze. Jestem dość niezdecydowana, więc wybory tego typu często sprawiają mi wiele problemów.

    Co więcej, jadąc na jakąś wycieczkę zawsze robię mnóstwo zdjęć. Zdarzało się, że z trzydniowego urlopu przywoziłam tysiąc zdjęć. Czasami zachowuję się jak typowa Azjatka - fotografuję wszystko, co popadnie ;)

    Przesyłam pozdrowienia ze słonecznej dziś Irlandii.

    OdpowiedzUsuń

Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...