środa, 9 lutego 2011

Tatrzańska rozgrzewka

Już dobrze ponad rok jak nie byłem w Zakopanem. Oj, ckni mi się, ckni. Najgorsze jest to, że nie wiem, kiedy znowu będę mógł tam pojechać. Terminy ponapinane do granic możliwości, plany porobione już prawie do końca roku. Kiedyś przecież trzeba trochę popracować, by zarobić na kolejne wyprawy. Jak tu wcisnąć jeszcze Zakopane. Póki co pozostaje wspominanie różnych miłych chwil spędzonych w Zakopanem i na tatrzańskich szlakach.
Uwielbiam delektować się wchodzeniem w rytm górskich wędrówek, powoli, spokojnie. Nie należę do tych, którzy prosto z pociągu biegną na Rysy. Powoli i z namaszczeniem smakuję każdą chwilę. Dopiero 3-4 dnia wyruszamy na dłuższe i trudniejsze szlaki.
Jednym z najładniejszych szlaków rozgrzewkowych jest bez wątpienia trasa z ul. Słowackiego, przez Nosala, Nosalową Przełęcz, Kuźnice, Drogą Brata Alberta, Ścieżką nad Reglami do Polany Białego i dalej Doliną Białego do miasta, a właściwie do Małej Szwajcarii.
Idąc tym szlakiem mamy zawsze dużo zabawy z samych siebie. Już podejście na Nosala  sprawia, że mamy wrażenie, że nasze płuca wiszą na agrafkach. Przyjeżdżają tacy, kompletnie nie przygotowani i pną się do góry. Chociaż Nosal to tylko 1206 m npm, ale w takiej sytuacji to poważne wyzwanie. Na szczęście, to podejście nie jest specjalnie długie, niecała godzina, więc wystarczy kilka głębszych wdechów na szczycie by wrócić do normalnego oddechu. A przy okazji, jesteśmy już w górach, podziwiamy piękne widoki i cieszymy się rozpoczynającym się urlopem. Po skonsumowaniu jakiegoś wysoce energetycznego batona ruszamy dalej.
Ta część szlaku to prawdziwy spacer, który do tego kończy się w Kuźnicach, które kuszą różnymi kulinarnymi zapachami. I jak tu się oprzeć pokusie zjedzenia kilku grillowanych oscypków z żurawiną? Po prostu uwielbiam je. Kiedy już mamy za sobą ten sympatyczny rytuał, ruszamy dalej Drogą Brata Alberta. Czasami zbaczamy do klasztoru Albertynek poczuć specyficzną atmosferę tego miejsca. Po kilku minutach skręcamy na Ścieżkę nad Reglami i znowu mała zadyszka. Podejście nie jest może szczególnie wymagające a do tego jest stosunkowo krótkie, ale przecież to pierwszy dzień i mamy już za sobą Nosala. Podejście się kończy, trafiamy na niewielką polankę i … padamy. Do posiedzenia przez chwilę zachęcają również fajne widoki w kierunku Kasprowego i okolic.
Dalej już tylko relaks z różnymi miłymi niespodziankami. Np. kilka uroczych drewnianych mostków. Zawsze się tam zatrzymujemy, gdyż to miejsce wręcz wymusza zrobienie kolejnych, pamiątkowych zdjęć. Zdjęcie za zdjęciem, w pionie, w poziomie, na głowie, z damą na rękach itd. Itp. Ależ to frajda.
Jednak ten kto tam jeszcze nie był, nie wie, że czeka nas jeszcze jedno takie miejsce, gdzie dostaje się fotograficznego „świra”. Kiedy już zejdziemy w Dolinę Białego, w pewnym momencie otwiera się przed nami niezwykły fragment tej doliny. Jesteśmy jakby w jakimś kanionie. Przypominają się oglądane w dzieciństwie westerny. Są różne elementy krajobrazu, które sprawiają, że te miejsce jest wprost bajeczne: rwący strumień, pionowe ściany skał, niezwykłe drzewa i wijąca się środkiem ścieżka. Niestety, jak to często w górach, wcale nie jest łatwo zrobić niezłe zdjęcie. Światło! Zawsze go gdzieś brakuje, a gdzieś jest w nadmiarze. Jest mało miejsca aby zając odpowiednie miejsce. Bez względu jednak na takie, czy inne trudności, migawka aż się grzeje.
W końcu jednak trzeba ruszyć dalej. Dzień powoli się kończy. Wychodzimy na Drogę do Białego. Wita na piękna bryła hotelu Belvedere. Piękny to on i jest ale raczej nie dla nas. My możemy się tam napić herbaty i zjeść ciasteczko. Przepraszam, raz byliśmy tam w innym celu. Spędziliśmy tam przeuroczy wieczór słuchają piosenek śpiewanych przez panów Sikorowskiego i Turnaua. Panowie pięknie śpiewali, tryskali humorem, chyba dobrze się bawili, my jak najbardziej tak. Niestety na kolację z artystami pójść już nie mogliśmy. 
Mijamy więc Belvedere i kierujemy się na ulicę Zamoyskiego do Małej Szwajcarii, tam jest dopiero prawdziwy finał naszego szlaku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...