piątek, 31 grudnia 2010

Wspomnienie roku

Wiele działo się w kończącym się właśnie roku. Zastanawiam się czy jest coś co mógłbym wskazać jako numer jeden. Trudno się zdecydować, kandydatury są dwie: kolejne Etapowe Regaty Turystyczne i rejs po Adriatyku. O tym drugim już co nieco wspominałem, niewiele ale jednak. Z resztą pewnie jeszcze do niego wrócę, sporo się tam działo. A więc dzisiaj wybieram Etapowe Regaty Turystyczne. Oj tam też się dużo działo, bardzo dużo od początku do końca.
Zaczęło się już w przeddzień, gdy płynęliśmy do Trzebieży, gdzie tradycyjnie regaty się zaczynają i kończą. Pozwoliliśmy sobie na roztoce zbyt daleko odejść od toru wodnego, czego konsekwencją, było nałapanie takiej ilości zielska na balast i ster, że nasza poczciwa karinka straciła zupełnie sterowność. Wiaterek wiał całkiem rześko i to w kierunku najbliższego brzegu. Zanim się obejrzeliśmy wylądowaliśmy w szuwarach. Próby podparcia się silnikiem szybko okazały się zupełnie nieskuteczne. Zielsko tak dokładnie nawinęło się na śrubę, że zdławiło silnik. Chwyciliśmy dziarsko za wiosła, ale nasze dwie pary rąk nie wystarczyły na tony "sałaty" i przeciwny wiatr. A tym czasem, powolutku zaczął zapadać zmrok. Co prawda widzieliśmy trzebieskie światła całkiem niedaleko, tyle że nie mogliśmy się ruszyć. Rad, nierad, kolega rozebrał się i wlazł do tej bryji, która nas otaczała. Powiązaliśmy dwie liny, ok. 40-50 m, podczepiliśmy je do kotwicy, kotwicę ułożyliśmy na kole ratunkowym i kolega wyholowała ją na tyle na ile się dało w kierunku otwartej wody. Kotwica mocno uczepiła się dna, ale jacht nie bardzo chciał ruszyć. Czułem się jak na konkursie w przeciąganiu liny. W końcu karinka ruszyła, parę centymetrów, ale jednak. Po trochu, po trochu, zaczęła płynąć. Udało się. Pozostało jeszcze oczyścić jacht. Na szczęście woda była całkiem ciepła. Aby zdjąć zielsko z kolumny silnika i ze śruby, musiałem posłużyć się nożej, tak mocno było zbite. Pół godziny później, już prawie po ciemku dotarliśmy do mariny.
Noc w Trzebieży nie była zbyt spokojna. Machało jachtem na wszystkie strony. Niestety sprawdzały się prognozy pogody. Rano wysłuchaliśmy komunikatu o odwołaniu wyścigu do Świnoujścia, ponieważ wiało co najmniej 8 B. Cały dzień w Trzebieży. Ludzie jaka nuda!
Następnego dnia wiatr nieco osłabł, tak gdzieś 5 - 6 B i komisja zdecydowała się puścić wyścig na trasie zaplanowanej na dzień poprzedni. Komisja owszem, zdecydowała się, ale co najmniej 30 % załóg się nie zdecydowało płynąć. No cóż, zgodnie z nazwą są to regaty turystyczne. Ludzie przypływają z całymi rodzinami, często z małymi dziećmi, a umiejętności żeglarski mają bardzo różne.



Okazało się, że takich małych łódek jak nasza (do 6,5 m) w klasie KWR zgłosiła się oprócz nas tylko jedna. Wcielono nas zatem do grupy o wielkości do 7,7 m. Trochę nam miny zżedły. W tej grupie sporo było świetnych żeglarzy i nizłych jachtów. Ku naszej wielkiej radości i pewnemu zaskoczeniu, w gronie 14 jachtów (z tymi co sobie odpuścili) zajęliśmy 5 miejsce. Zaczęło nam się roić w głowach, że może powalczymy o 3 miejsce. Dwie łodzie były zdecydowanie poza naszym zasięgiem: Bluefine Krzyśka Krygiera i Wiła Adama Lisieckiego. Obaj to fantastyczni żeglarze regatowi i nie tylko, do tego posiadający piekielnie szybkie jachty.
W poniedziałek nastąpiła radykalna zmiana pogody. Na porannej odprawie zapowiedziano możliwość skrócenia trasy z powodu bardzo słabych wiatrów. Co prawda nie można było dochować wszystkich wymogów regulaminowych, ale poproszono nast abyśmy uważali na wodzie. Gdzieś tam w podtekście pojawiła się informacja, że musimy zdążyć na 17 do Kamienia Pomorskiego na imprezę organizowaną przez władze miasta. No i faktycznie, wyścig na trasie Świnoujście - Dziwnów, który miał liczyć ok 17 Mm zakończono po ok 6 Mm. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że 15-20 minut po minęci lini mety zaczął wiać taki wiatr, że szybko wyłączyliśmy silnik i znowu płynęliśmy tylko na żaglach bo było szybciej niż na silniku. No cóż, gdyby impreza z władzami miasta nie była wązniejsza od regat, to wyścig obyłby się na pełnej trasie a i tak w Kamieniu bylibyśmy o wyznaczonej godzinie. Warto jednak zaznaczyć, że władze Kamienia, to obok władz Stepnicy, ludzie najbardziej przychylni i przyjaźni dla żeglarzy. Co do wyników to znowu byliśmy na piątym miejscu, na razie nieźle.


Wtorkowy wyścig na Zalewie Kamieńskim to dla nas wyścig bez historii. Piękna pogoda, sympatyczny wiaterek i formuła otwarta. Inaczej mówiąc wszyscy startują razem, żadnych przeliczników, kto pierwszy na mecie zgarnia całą pulę. Nie mieliśmy najmniejszych szans. Gdy już minęliśmy linię męty, podobnie jak pozostali uczestnicy, zobaczyliśmy, że statek komisji odpływa w kierunku Wolina. Żadnego komunikatu, żadnej informacji, ot po prostu sobie popłynęli. Na ten dzień nie planowano żadnej imprezy, a żeglarze to zaradni ludzie, więc niech sobie radzą.
Środa to rejs przyjaźni z Kamienia Pom. do Wolina. Wolin przyjął nas pyszną grochówka. Ale atmosfera zaczynała robić się równie gęsta ja ta grochówka. Uczestnicy regat zaczęli coraz głośniej wyrażać opinię, że żeglarze w całym tym przedsięwzięciu są najmniej ważni.
Kolejny dzień regat. Znowu wzrasta siła wiatru. Częś załóg ponownie rezygnuje z wyścigu i zamiast płynąć do Nowego Warpna płyną później do Stepnicy. Wiatr faktycznie całkiem mocno wieje, ale wyścig jest stosunkowo prosty, żadnej halsówki, tylko trochę taktyki. Na metę udaje się nam znowu przypłynąć w środku stawki. Na mecie okazuje się, że naszemu głównemu konkurentowi urywa się podwięź wantowa i przypłynął na końcu stawki. Dodatkowo drugi z konkurentów do wysokiego miejsca z jakiegoś powodu łapie dyskwalifikację i ku ogólnemu zaskoczeniu w klasyfikacji generalnej awansujemy na trzecie miejsce z czterema punktami przewagi nad czwartym Golfstromem i sześcioma nad Kiwi.
Regaty przekroczyły półmetek, zaczynają się rozgrywki taktyczne. Jest trochę halsówki, do tego po drodze sieci. Róźni skiperzy wybierają różne trasy. Adam walczący z Krzyśkiem o pierwsze miejsce wybiera trasę zupełnie inną niż pozostała część stawki, tuż przy brzegu. Kiwi licząc na wiedzę i doświadczenie Adama podąża za nim. Okazuje się, że wpakowali się tam w jakieś poważne kłopoty. Efekt? Wisła Adama i Kiwi zajmują dwa ostatnie miejsca. Krzysiek na Bluefinie, dzień przed zakończeniem, może już świętować wygranie regat. Golfstrom popłynął bardzo dobrze, do tego jeszcze jeden jacht był między nami. Chlopaki orabiają dwa punkty. Trudno będzie utrzymać to trzecie miejsce. Zanim jednak odbędzie się ostatni wyścig czeka nas wieczór w Stepnicy. Na brzegu odbywa się picknik jazzowy. Występują różni fajni artyści, może nie konieczni jazzmani, ale nieźle grali, m.in Jan Izba Izbiński, Adam Wendt, Krystyna Prońko czy Herbi Hart.
Nadchodzi sobota. Wiatr cichnie, ale z pogodą dzieje się coś dziwnego. Etap zostaje mocno skrócony.



Zaraz po starcie część załóg próbuje stawiać spinakery. Wiatr jest bardzo słaby. My na razie wstrzymyjemy się ze spinakerem i obserwujemy innych. Zaczynają się dziać przedziwne rzeczy. Niespodziewanie gasną spinakery, ludzie płyną w jedną stronę a mają powykładane żagle na różne strony. W przejściu przy wyspie Chrząszczewskiej większość jachtów jest razem. Gdy wypływamy na zalew wiatr jest jeszcze dziwniejszy. Momentami stoimy w miejscu, za chwilę przychodzą szkwały 2-3 B. Wiatr kręci coraz bardziej. Trzy razy robiliśmy podejście do postawienia spinakrera i rezygnowaliśmy.



Po boi zwrotnej okazuje się, że jesteśmy w ścisłej czołówce regat, gdzieść 4-5 miejsce. Zbliżamy się do mety usytuowanej pod Trzebieżą. Widzę boję mety i statek komisji. Ale jakaś ta linia strasznie długa i pod dzinym kątem. Wydawało się, że powinienem sterować ostro na wiatr, a tu trzeba odpadać by przeciąć jak najszybciej linię mety. Nagle statek komisji rusza pełnym pędęm w kierunku boi. Zbliżają się do nas i widzimy, że mają wywieszoną flagę N, a więc anulują bieg. Jak się później okazało, pan komandor źle przywiązał linę kotwiczną do boi i ta po prostu odwiązała się i odpłynęła. Nie będę przytaczał tego co mówili koledzy żeglarze. Żadna cenzura tego by nie przepuściła. To był bardzo trudny wyścig i tak się zakończył. Może, gdyby w poprzednich dniach było mniej zgrzytów, to jakoś inaczej by ta sytuacja została odebrana. A my? My utrzymaliśmy naszą trzecią pozycję w grupie.
Bardzo lubię Etapowe Regaty Turystyczne, świetna żeglarska (i nie tylko) zabawa. Szkoda, że organizacyjnie jest ona coraz słabsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...