Zaraz, zaraz. Chłopie, powolutku, przejrzyj te swoje kilkadziesiąt albumów. Nie byłeś w ani jednym z wyżej wymienionych miejsc, a jednak kilka przeuroczych miejsc uwieczniłeś na swoich fotkach. Przy tym znaczna część z nich została zrobiona w Polsce. Więc może to nie jest tylko kwestia miejsc? Owszem fajnie byłoby tamte miejsca odwiedzić i obfotografować, ale i u nas jest co robić.
A może by tak stworzyć naszą krajową listę przebojów miejsc do plenerów fotograficznych. Od razu, na poczekaniu, mam pierwszą prozycję: ogród w Przelewicach. Ja jestem w nim zakochany. Najbardziej lubię tam jeździć w okresie najintensywniejszego kwitnienia różaneczników. Miejsce to położone jest niedaleko Pyrzyc w zachodniopomorskiem. Dojazd jest bardzo prosty, wystarczy nieco zboczyć z S 3. Od Pyrzyc wystarczy trzymać się drogowskazów i tabliczek informacyjnych i bez trudu dotrzemy na miejsce.
Ogród ma bardzo długą historię, około 200 lat. Zaczął go tworzyć niejaki August Heinrich von Borgstede, który był właścicielem majątku w latach 1801-1821. W tymże 1821 roku właścicielem Przelewic został książę August Pruski. Podobno, nabył je jako zabezpieczenie przyszłości dla swoich nieślubnych dzieci. To się nazywa mieć gest! Brawo Książę.
Ogród w Przelewicach to prawdziwy raj dla fotografów. Warto tam zabrać cały zestaw obiektywów no i oczywiście statyw. Lubisz fotografować kwiaty? Proszę bardzo, istny zawrót głowy. Drzewa? Jakie sobie zażyczysz. Są w ogrodzie miejsca zacienione i nasłonecznione. Są łąki i tereny podmokłe. Są stawy i ogród japoński. Właśnie ten ostatni i aleje z różanecznikami to moje ulubione miejsca. Chociaż miesca wokół mauzoleum też mają wile uroku.
W ogrodzie w Przelewicach mogą też wyżyć się miłośnicy fotografowania owadów. Orgia kwiatowych barw jest przecież szlenie atrakcyjna dla owadów. Można ich tam spotkać przeogromną ilość.
Wracając z przechadzi po ogrodzie warto trzymać aparat w pogotowiu do samego końca. Już z daleka zresztą słychać charakterystyczny smutny krzyk. Ilekroć go słyszłę przechodzą mnie ciarki. Przypomina mi się piosenka Dżemu z dawnych lat. I robi się jakoś dziwnie, szczególnie gdy trafi się na dzień, gdy nie ma zbyt wielu turystów. Tak chodzi o pawia, a właściwie o parę pawi (a może więcej, nie sprawdzałe). Są przyzwyczajone do obecności ludzi i traktują ich dosyć obojętnie. Czasami po prostu się przechadzają, czasami przysiądą sobie na jakiejś poręczy, ale czasami pan paw zaprezentuje swój wspaniały ogon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz