niedziela, 13 listopada 2016

CHORWACJA PO SEZONIE CZ. 3: BOŻAWA - IST

IST
       Poniedziałek wita nas piękną, słoneczną pogodą. Nie planujemy żadnego wielkiego pływania. Można więc bez żadnych wyrzutów sumienia przejść się na spacer. Božawa to jedno z tych miejsc, które mają dla mnie szczególne znaczenie. Już tutaj byłem. Co prawda tylko raz, ale był to mój „dziewiczy” rejs w roli skipera. No właśnie, to była ta nieznana siła, która przyciągnęła poprzedniego dnia mój wskazujący palec właśnie na to miejsce na mapie. Pamiętam, że wtedy bardzo mi się Božawa podobała. I nic się w tej sprawie nie zmieniło. Dalej mi się podoba. 

BOŻAWA
       To są moje klimaty. Malutkie miejscowości, schowane w zacisznych zatoczkach, bez tłumu turystów. Nie rozumiem dlaczego tak dawno tu nie byłem. To prawda, w Chorwacji takich przytulnych zakątków nie brakuje. Wiele z nich już odwiedziłem, ale jeszcze więcej wciąż na mnie czeka. Rozmyślam tak sobie, powoli wspinając się wąskimi uliczkami. Mam wrażenie, że ta ostatnia wizyta wcale tak dawno nie była. Poczta, podwórko z kociętami, bujny krzew pnący się po ścianie domu aż buzujący od pszczół uwijających się w jego gęstwienie. Od czasu do czasu jakieś pojedyncze postacie. Wszystko otulone porannym słońcem. Tu się nic nie zmieniło. Kościół z niewielkim cmentarzem. Teraz już tylko ścieżka, ale cały czas pod górę. Tym razem jednak nie idą aż na sam szczyt. To wtedy, po dotarciu na górę pierwszy raz zobaczyłem Zatokę Pantery, która tak mnie urzekła. Jak się okazało kilka lat później, z bliska ta zatoka jest równie fajna jak z daleka. Na chwilę jeszcze przysiadam na kamieniu by nacieszyć się ciszą i widokiem na zatokę z portem.

Brgulje
       Jak przystało na prawdziwych turystów cumy oddajemy około 0930. Co prawda nasza Bavarka Cruiser 36 nie dostarczała specjalnych wrażeń czysto żeglarskich, ale na nudę też nie mogliśmy narzekać. Już pierwszego dnia mieliśmy problemy z kingstonem. W pewnym momencie stwierdziliśmy po prostu, że zalewa nam łazienkę. Już pomijając to, że ktoś nie przyłożył się do odpompowania tego co zostawił w muszli, no to jednak nie jest normalne, że układ zasysa sam z siebie wodę zza burty. Na szczęście w załodze było parę osób, które potrafią to i owo zrobić. Krok po kroku, okazało się, że jeden z przewodów był zapchany, powstawało podciśnienie i wciągaliśmy zaburtówkę. Tym razem kingston zafundował nam nową zagadkę. Bardzo ładnie wciągał wodę do spłukania, ale za diabła nie dało się jej wypompować. Po krótkim konsylium wytypowaliśmy winowajcę w postaci zaworu w samej pompie. Parę śrubek i już jesteśmy w środku. Bingo. Tak zapchane, że nie było szans aby działało. W całym tym zamieszaniu zaginęła jedna ze śrubek spinających obudowę. No i lipa. Działać działa, ale bokiem leje się woda. Dostaje się lewe powietrze. No nie tak nie może być. Musi być komplet śrub. W podręcznym zestawie narzędzi i dinksów nic choćby podobnego nie udało się znaleźć. Zaczęło się przeszukiwanie całego jachtu w celu znalezienia odpowiedniej śruby. W końcu się udało. Ale od tej pory kingston stał się obiektem szczególnej troski całej załogi.

Brgulje
        Jesień jesienią, ale jak już się jest na Adriatyku to trudno odmówić sobie przyjemności morskiej kąpieli. Tym bardziej, że dwóch kolegów zaopatrzyło się w hiper-turbo maski, które znamy już z jednego z poprzednich rejsów. Przy okazji pozdrawiamy serdecznie Pawła, który był pierwszym użytkownikiem takiej maski. Wydać tyle kasy i nie popływać? Nie ma mowy, choćby kra pływała w wodzie, choćby stado rekinów kłębiło się wokół, nic nas nie odstraszy. Z miejscem do kąpieli też raczej nie ma problemów. Na chorwackim wybrzeżu aż roi się od fajnych kotwicowisk. Wybieram Brgulje w zatoce o tej samej nazwie na wyspie Molat. Nie musimy rzucać kotwicy bo mamy do dyspozycji mnóstwo wolnych boi. Prócz nas jest tylko jeden jacht. Być może za chwilę ktoś przypłynie na motorówce i każe nam płacić za postój przy boi, ale nic to. Jest super! Stanęliśmy tuż przy wysepce, kawałek dalej na Molat jest miejscowość Brgulje. Cisza, spokój, i promienie słoneczne delikatnie muskające nasze cielska. Bardzo szybko wszyscy są gotowi do wejścia do wody. Ale samo wchodzenie już tak błyskawicznie się nie odbywało. Każdy po kolei, spokojnie, z namaszczeniem, delektował się powolnym zanurzaniem w krystalicznie czystej wodzie zatoki. A przy tym wydawali takie odgłosy jak przy wchodzeniu do komory krioterapeutycznej. Ciekawe. W końcu jednak trochę się popluskali. Zdaje się, że nawet całkiem dobrze przy tym się bawili. A maski? Podobno są naprawdę O.K.

Członkowie Old Friends Club
       Zazwyczaj po kąpieli chce się jeść. Po kąpieli w lodowatej wodzie, której temperatura nie przekraczała 22 stopni C, jeść się chce tym bardziej. Ale od czego nasz niezawodny cook Tomek? Na taką okazję wprost wyśmienita jest golonka. A jak do tego dorzucimy gotowane ziemniaki zmieszane z kwaśną kapustą to po prostu jest się w siódmym niebie. Trochę nam się przedłuża pobyt w Zatoce Brgulje, ale gdzież tu się spieszyć, mając takie pyszności na talerzu? Do celu też nie mamy daleko. Więc spokojnie rozkoszujemy się chwilą. Trzeba wreszcie ruszyć. O.K. O.K. ale po co ten pośpiech. Zbieramy cumę. Kataryna na minimalnych obrotach. Odchodzimy. Ooo! Nie przypłynął żaden kasjer. To już faktycznie jest po sezonie.

  
       Do kei w porcie Ist dobijamy o 1600. Ist to mały port w Zatoce Široka na południowo wschodnim brzegu wyspy Ist, około 300 mieszkańców. Choć trudno w to uwierzyć, Ist oferuje żeglarzom jeszcze mniej niż Božava. Jest keja i muringi po wewnętrznej stronie falochronu i parę boi bo zewnętrznej stronie. No ale postój kosztował nas raptem 200 Kun. Czegóż więc wymagać.

IST
       Krótki spacer po przyjemnej okolicy, wąskie alejki, sporo zieleni, ładny kościół, atrakcyjny spacerownik wzdłuż brzegu, nie pozostawia najmniejszych złudzeń, życie tutaj już się zwija i będzie z niecierpliwością wyczekiwać kolejnego lata. Sklepy i knajpy pozamykane, w jednym właściciele właśnie wynosili ostatnie produkty. 

IST
       Czynna pozostała jedna konoba, oczywiście położona najbliżej portu i jeden, największy sklep. Kiedy poprosiliśmy o trzy bochenki chleba wprawiliśmy sprzedawcę w spore zakłopotanie, bo chleby były wyliczone. Dał nam jeden normalny chleb, parę bułek i jeden jakiś specjalny. No dobra, nie będziemy się targować, chleb to chleb. Tym bardziej, że raczej głód nie jest naszym problemem. 

IST
       Choć pobliska restauracja kusiła smakowitymi zapachami mięsiwa pieczonego na grillu, musieliśmy sobie odpuścić kolację a’la Ist, bo Tomek z tego co zostało z obiadu, plus parę kiełbasek zapiekanych pod serem, plus parę drobiazgów, zrobił taką wyżerkę, że później ledwo się ruszaliśmy. W końcu poszliśmy odwiedzić miejscowy lokal, ale tylko po to aby napić się dobrej kawy i piwa.  

IST

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...