Na przystani
jeszcze nieco sennie. Ci, co zrzucili łódki w pierwszym terminie, teraz
odpoczywają po sprinterskich przygotowaniach i czekają na przyjście prawdziwej,
nie tej kalendarzowej, wiosny. Ci co nie zrzucili łódek w pierwszym terminie,
wciąż coś dłubią. Jakoś tak to jest, że ile by się przy łódce nie robiło to
ciągle jest coś jeszcze do zrobienia, szczególnie wtedy, gdy jacht jeszcze stoi
na kobyłkach. A ludzie snują się w tę i we w tę. Przyroda nadrabia zaległości w
szalonym tempie. Słońce świeci, drzewa osłaniają od wiatru, nic tylko sobie
usiąść i napić się piwa. Nie po to jednak uwijaliśmy jak te mrówki przez
ostatnie trzy tygodnie, by teraz stać przy klei. Pakujemy się i wypływamy.
Wieje zimny,
północny wiatr, 3-4 B. Jachtów na jeziorze jak na lekarstwo. Nawet te nieliczne,
które wypłynęły, poruszają się jakoś nieśmiało, blisko brzegu , krygują się jak
panienki co myślą TAK, a mówią NIE. Trochę ożywienia na Małym Dąbskim wnoszą re
gacące się optymisty. Dzisiaj raczej
brać żeglarska preferuje żeglarstwo kejowe. Zdecydowanie cieplej i spokojniej.
Płyniemy pod wiatr, całkiem rześki. Znakomita okazja do sprawdzenia jak do
sezonu przygotowany jest nasz Rudzik. Wygląda nienajgorzej. Sztag nam się nie
podoba. Jest za luźny, a beczki już mocniej skręcić się nie da. Marek jednak
wymyślił patent na bezinwazyjne poprawienie tej słabości, tak aby nie trzeba
było kłaść masztu i zakładać nowej stalówki. Stara, dobra szkoła żeglarska. Na
wszystko znajdzie się jakiś patent. Choć patenty żeglarskie teraz, akurat są w defensywie. A właściwie prawie ich nie ma. I dobrze!
Z roku na
rok Jezioro Dąbskie coraz bardziej zarasta. Jeszcze trochę, a zamiast wielkiego
jeziora, będziemy mieli karłowaty las zapaskudzony przez kormorany. Szczególnie
szybko zarastają kanały, tak chętnie uczęszczane przez żeglarzy. Wczesna
wiosna, to czas, kiedy jeszcze roślinność wodna i lądowa dopiero zaczyna się
rozwijać. Już czai się tuż pod powierzchnią wody jak wielki aligator by złapać
i uwięzić kolejny jacht, ale na razie i jemu jest jeszcze za zimno. Można
pooglądać to czego latem nie widać, można bez większego problemu odnaleźć i
przepłynąć oba wejścia na Świętą, czy
spokojnie przepłynąć się kanałem Krętego Węża.
Naszą
tradycją, już od dobrych paru lat, jest pływanie „na Kwadrat”, dawną bazę
U-Botów, i świętowanie tam różnych specjalnych okoliczności. Tym razem, to 88
urodziny Ryśka. Jedna z najpiękniejszych okazji do świętowanie jakie tylko
można by sobie wymyślić. Ale, mocno trzeba uważać, jak się składa szanownemu
jubilatowi życzenia. Bo życzenia „100 lat!”, w tym wypadku nie brzmią najlepiej.
Na Kwadracie
całkowita pustka. Mogliśmy dowolnie wybierać miejsce cumowania. Nadmiar
możliwości nie jest najlepszy, zaczyna się kombinowanie: a może tu, nie. Może
tu? W końcu stanęliśmy na tym miejscu, na którym zwykle stawaliśmy do tej pory.
Po dawnej bazie Krigsmarine co prawda, prawienie nie ma śladu, ale jednak
złomiarzom jeszcze coś udało się tej zimy odkopać, o czym świadczą ślady prac
ziemnych. Myślę, że powinni oni otrzymywać jakieś specjalne dofinansowanie od
ekologów. Któż od nich wykonuje więcej praktycznej roboty w dziedzinie
recyklingu? Politycy, różnej maści działacze tylko gadają, a ci dżentelmeni,
działają!
Trzeba
wracać. Wiatr prawie zdechł, zielska jeszcze nie ma, wracamy więc kanałem
Krętego Węża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz