niedziela, 31 marca 2013

SECEDA - HELIKOPTER NA TRASIE


 

       Co jest jednym z największych atutów Val Gardena dla narciarzy? Niezwykłe możliwości wyboru tras. Ich ilość i różnorodność. Jeśli jest się tutaj tylko tydzień, jest niemożliwym aby coś się znudziło. Tym razem obieramy kurs na Secedę. Ale, ale, nie tak prosto. Nie pojedziemy gondolką do Furnes i później wagonikiem á la „Tylko dla orłów” na Secedę. Tę drogę już znamy, a prawie obok jest inna, której jeszcze nie mieliśmy okazji sprawdzić.

       Początek drogi jest ten sam, a więc najdłuższy system ruchomych schodów i chodników jaki znam, Tunel la Curta. Docieramy do dolnej stacji wyciągu Furnes, który raźno mijamy i idziemy dalej. Wedle wszelkich znaków na drodze i mapie, początek naziemnej kolejko na Resciezę powinien być niedaleko. Ale czy to z powodu typowo włoskiej niefrasobliwości, czy też z powodu butów narciarskich, które miałem już na nogach i dwóch par nart na ramionach, odniosłem wrażenie, że to wcale nie było tak blisko. W rezultacie, jeszcze nie przypiąłem nart a już byłem cały spocony.

      Kolejka Rescieza wjeżdża na wysokość 2103 m n.p.m.. Gdy wjechaliśmy na górę, zaraz po wyjściu stanąłem przy barierce ochronnej i chciałem zrobić zdjęcie w dół, aby uwiecznić, jak długą i stromą trasę pokonują wagoniki. W tym momencie usłyszałem, dochodzący z wagonika, jakiś wzburzony głos. Odwróciłem głowę w tamtym kierunku i ujrzałem starszego, postawnego mężczyznę. Nie bardzo zrozumiałem co on mówi, ale z wyrazu jego twarzy oraz brzmienia głosu domyśliłem się, że nie powinienem stać w miejscu, w którym stałem. Grzecznie więc zwinąłem sprzęt fotograficzny i zacząłem się wycofywać.  Ale ten dżentelmen w wagoniku dalej coś tam wołał, również inne osoby, które z nim przebywały też coś nawoływały. Zatrzymałem się więc, aby zorientować się o co im w końcu chodzi. Wtedy dopiero dotarło do mnie, że drzwi od segmentu wagonika, w którym przebywali ci ludzie są zamknięte i oni po prostu nie mogą wysiąść! O tempota, o mores! W tym samym momencie w całej sytuacji zorientował się pracownik obsługi i uwolnił biedaków.

       Kolejka została zbudowana głównie z myślą o saneczkarzach. Jest tam trasa dla saneczkarzy. Skoro jednak jest kolejka, to ktoś wpadł na pomysł aby wytyczyć trasę narciarska, która by się tam zaczynała. Z ukształtowania terenu wypadło, że może ona prowadzić do Furnes. Jedzie się miło, ale bez rewelacji. Taka, trochę szersza, leśna droga a na koniec pod górkę. Docieramy do „Tylko dla orłów” bez specjalnego entuzjazmu dla pokonanej drogi. Warto było eksperymentować? NIE! Nie polecam. Choć z drugiej strony, gdybym nie sprawdził, to nie miałbym własnego zdania na ten temat. No dobra, może i warto, ale raz, i wystarczy.

       Do południa, przed przesiadką na górnej stacji Furnes, zwykle trzeba chwilę poczekać. Choć obsługa stara się jak może dopychając kolanami ludzi w wagoniku, to jednak około 10-15 minut trzeba odczekać. W trakcie oczekiwania najpierw przyciąga uwagę sama kolejka, ostro wspinająca się do góry. Prawdziwe cudo, bez żadnego dodatkowego, pośredniego wspornika wjeżdża na wysokość 2500 m n.p.m.. Robi wrażenie. Po jakiejś chwili zaczynam jednak rozglądać się po ludziach czekających w kolejce. Barwne, wesołe, wielojęzyczne towarzystwo. Sporo naszych rodaków, ale też i przedstawicieli innych słowiańskich nacji. Wśród fantazyjnie ubranych miłośników nart i desek zwrócił moją uwagę dżentelmen w kapelusiku, w stylu tyrolskim. Gdyby nie buty i spodnie narciarskie, trudno byłoby poznać, że on także przyjechał tu jeździć na nartach. Kapelusik, elegancka czarna kurtka, zupełnie jakby właśnie w centrum Wiednia, wyskoczył ze swego biura, centrali wielkiego banku na launch. Pan jednak wyróżniał się nie tylko  strojem, ale także swoją fizjonomią. Pamiętacie serial „Gliniarz i prokurator”? Był tam taki policjant Jake Styles (Joe Penny) i prokurator Mc Cabe (William Conrad) o bardzo specyficznym poczuciu humoru i charakterystycznym wyglądzie. Dodatkowo Mc Cabe miał buldoga. Zarówno pan jak i jego czworonóg byli do siebie nieco podobni. Patrząc na dżentelmena w kapelusiku zastanawiałem się jedynie, czy bardziej przypomina mi z twarzy Mc Cabe’a czy jego psa.

      Trasą tuż obok kolejki przemknęła dama z rozwianym włosem. Z roku na rok jest coraz mniej ludzi jeżdżących bez kasków. Jeszcze mniej jest takich, którzy nie mają żadnego nakrycia głowy. Tym bardziej więc, rzucają się w oczy tacy osobnicy. Intryguje mnie jacy to są ludzie.  W przypadku pań można by pomyśleć, że to troska o fryzurę sprawia, że niechętnie zakładają kaski. Ale nawet jeśli tak jest, to raczej nie jest to jedyny powód. Miałem kiedyś okazję znaleźć się w kolejce do wyciągu obok trzech dam w wieku ok. 60, żadna z nich nie miała pełnego nakrycia głowy. Przyglądałem się i przysłuchiwałem i wreszcie zrozumiałem o co chodzi. To jest ich demonstracja niezależności, mocnego charakteru i zdecydowania. Tak to są twarde, władcze kobiety. Nikt im nie podskoczy. Podobnie, zresztą jest z facetami, u których dodatkowo dochodzi demonstrowanie nonszalancji. Teraz już wiem, jeźdźcy bez nakrycia głowy, ewentualnie tylko z wąską opaską, to władcy świata, demonstrujący, że są ponad takimi banalnymi ograniczeniami, muszą przy tym wyróżnić się z tłumu.

       Zostajemy w końcu wtłoczeni do wagonika jak Japończycy w tokijskim metrze w godzinach szczytu. Nie ma potrzemy czegokolwiek się trzymać, bo i tak nie ma szans na jakąkolwiek zmianę pozycji.

       Widoki z Secedy są kapitalne. Jesteśmy na wysokości 2500 m n.p.m. i we wszystkich kierunkach rozciągają się przed nami kolejne łańcuchy górskie. Jeden za drugim, i kolejny, i tak bez końca. A trasy z Secedy i Col Raiser są wyborne. Najczęściej wymienia się La Longię, która prowadzi z powrotem do St. Urlich, bo jest najdłuższa, 10,5 km radosnego zjazdu. Dla mnie najładniejsza, szczególnie w pierwszej połowie wręcz fenomenalna, jest ta z Secedy do St. Cristiny. Poziom trudności wyraźnie wyższy niż na trasach Seiser Alm, ale wszystko do ogarnięcia. A radość z jazdy nie do opisania. Na dole można jeszcze wskoczyć do podziemnej kolejki Val Gardena Ronda Express, łączącej trasy na Secedzie z Sella Rondą. Tą ostatnią tym razem jedynie powąchałem, zjadłem pyszną zapiekankę i wróciłem na Secedę.

       Strasznie rzadko wyjeżdżamy na narty. Jak już więc jestem na nartach, to staram się najeździć tak, by ta jazda wychodziła mi dziurkami nosa. Któregoś dnia moi kompani już wracali do naszego lokum, a jeszcze cieszyłem się jazdą na nartach. Nogi domagały się już coraz częstszych przerw, ale co tam. Jeszcze trochę, i jeszcze. Byłem już niemal na ostatnim odcinku przed St. Cristina, banalnym, średnio szerokim, z niewielkim nachyleniem. W zasadzie to taka dojazdówka do stacji kolejki. Wyjechałem zza kolejnego zakrętu i zobaczyłem … helikopter ratowniczy stojący na skraju trasy. Kilkanaście metrów przed nim jakiś człowiek wymachujący rękoma, aby ostrzec nadjeżdżających narciarzy. Po drugiej stronie trasy dwie ekipy ratowników uwijających się przy dwóch leżących nieruchomo osobach. Zatrzymałem się na poboczu kilkadziesiąt metrów przed miejscem wypadu, zdumiony całą sytuacją. W tym miejscu taki wypadek? Co się stało? Nieuwaga, zmęczenie? Ratownicy tym czasem unieruchamiali poszkodowanych w noszach. Powoli zacząłem zjeżdżać, mocno przygaszony tym co zobaczyłem. Kiedy jechałem gondolką do góry, na miejscu wypadku nikogo już nie było. Narty wymagają jednak ciągłej koncentracji, a tym większej im bardziej jest się zmęczonym. Przecież nawet narciarz amator w czasie zjazdu rozwija znaczne prędkości.
       Po dwóch-trzech dniach jazdy zakwasy dają znać o sobie z całą mocą. Wybieramy się więc wieczorem na basen Mar Dolomit. Korzystamy ze specjalnej oferty wieczornej obowiązującej od 19.30 i płacimy połowę normalnej ceny. Mar Dolomit to taki mały kompleks wodny. Jest basen do pływania, jest „rwący strumień” z bardzo ciepłą wodą na zewnątrz, są niewielkie zjeżdżalnie, jakuzzi, baseniki dla dzieci i ogólnodostępna sauna przy basenie (jest też cały zespół saun, ale osobno płatny). Rewelacja, takie pławienie się po nartach i ta sauna, odradzamy się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...