TALITHA |
Wyruszamy w
drogę do Chorwacji. Naszym celem jest Seget Donij koło Trogiru, gdzie czeka na
nas wyczarterowana Bavaria o imieniu Talitha. Do przejechania około 1600 km.
Oczywiście nie będziemy się katować, rozłożymy sobie tę trasę na dwa dni. Krótka
wizyta na www.booking.com i
mamy zarezerwowane hotele na drogę do i
z powrotem. Wybór padł na Urdlwirt – Hotel Reif w miejscowości Unterpremstätten,
niedaleko Grazu. To już zdecydowanie za połową drogi, więc jest szansa, że w sobotę dojedziemy do
celu, o jakiejś w miarę cywilizowanej porze.
Zarówno
nazwa hotelu jak i miejscowości są dla nas do wymowy okropne. Jednak sam hotel
bardzo nam się podoba, sympatyczna obsługa a śniadanie wprost rewelacyjne,
najlepsze z jakim do tej pory spotkałem się w hotelach. A wszystko za 187 Euro
za pokój 2-osobowy i 3-osobowy. Jeżeli ktoś szukałby noclegu w tej okolicy, to
polecam.
Rzut oka z kei na marinę i jej otoczenie |
Wrzesień to
piękny miesiąc, szczególnie jego pierwsza połowa. Już zelżały męczące letnie upały,
jest przyjemnie ciepło, woda w morzu jeszcze ma właściwą temperaturę i obfitość
tanich owoców na straganach. Tak, marzenia jak ptaki, szybują wysoko. Drugi
dzień podróży, cały czas w mniejszym lub większym deszczu. Pierwszego dnia było
jeszcze trochę żartów na ten temat. Tym bardziej, że właśnie ktoś tam wrócił z
Chorwacji i opowiadał o czterdziestostopniowych upałach. Miny jednak, z godziny
na godzinę coraz cieńsze. Cała nadzieja w tunelu św. Rocha. Św Roch, jak wszyscy święci był postacią tragiczną,
rozdał majątek, opiekował się zarażonymi dżumą, w końcu trafił do więzienia
podejrzewany o szpiegostwo, gdzie zmarł nierozpoznany. Święty Roch jest patronem Montpellier, Parmy, Wenecji,
aptekarzy, lekarzy, ogrodników, rolników, szpitali i więźniów. Opiekun zwierząt
domowych, wszak to pies uratował mu życie gdy dopadła go choroba. Na ziemiach
polskich czczony był przede wszystkim jako patron chroniący od zarazy. Dla mnie
jednak, to ten, który powstrzymuje deszcz. Gdy dwa lata temu jechaliśmy na rejs
do Chorwacji, było nieco podobnie jak w tym roku. Do tunelu deszczowo, chłodno,
w pewnym momencie wręcz oberwanie chmury, a za tunelem piękne chorwackie lato. Oby
i tym razem tak było.
Jednak do
tunelu św. Rocha jeszcze daleka droga. Najpierw trzeba pokonać granicę
Słoweńsko-Chorwacką. Na dojeździe do przejścia tradycyjnie gigantyczne korki.
Ciekawe dlaczego stosowne służby tych krajów się nie dogadają w sprawie
wspólnej odprawy, pewnie by to przyspieszyło nieco przekraczanie granicy. A tak
powolutku najpierw służby jednego kraju, później drugiego, i w końcu można
jechać na swoje wymarzone wakacje. Trzeba jednak oddać tamtejszym służbom, że w
całym tym zamieszaniu starają się działać bardzo sprawnie.
Tylko
spokojnie, samo minięcie granicy nie oznacza już bezstresowej jazdy do celu. Na
trasie nad morze, mamy dwa odcinki płatnych autostrad. Jeden krótszy, mniej
więcej, do Zagrzebia, drugi dłuższy, na wybrzeże. Tu dopiero dzieją się cyrki! Najpierw trzeba pobrać
bilet. Są kolejki ale jakoś to idzie. Później trzeba zapłacić i tu już jest
zdecydowanie gorzej, system kompletnie nie wydala. Stoimy i już. Za moment
rozpoczyna się drugi odcinek. Samochodów jeszcze więcej. Nawet do pobrania
biletu kolejka. Mimochodem patrzymy na drugą stronę autostrady i …. Skóra nam
cierpnie, korek gigant, ciągnie się przez dobrych kilka kilometrów. Porażka, a
co gorsza podobne systemy wprowadzono w Polsce. System winietek stosowany w
Austrii, Czechach czy Słowenii, pod tym względem sprawdza się zdecydowanie
lepiej. Co prawda późniejsze zdrapywanie z szyby tych naklejek przypomina nieco
prace Kopciuszka, które można było wykonać szybko i sprawnie tylko i wyłącznie
przy pomocy wróżki, ale dzięki temu zostaje zachowany podstawowy walor
autostrad, szybkie przemieszczanie się z miejsca na miejsce.
Pływające pomosty podbijają świat |
Gadu, gadu, a tu przejeżdżamy przez tunel św. Rocha i ... pogoda zmienia się. Mamy prawdziwe lato.
W końcu, mimo utrudnień pogodowych, korkowych i innych docieramy do Seget Donij, a dokładnie do Mariny Yacht Club Seget (N 43 ° 31 '/ E 16 ° 14'). Marina, której jeszcze nie ma w posiadanych przeze mnie wydawnictwach, robi całkiem dobre wrażenie. Jest w niej miejsce na 100 jachtów oraz prawie wszystko, co żeglarzom potrzeba. Jest nawet mały basen kąpielowy.
Odnajdujemy drzemiących na chodniku, nieco zmęczonych,
Romka i KaTomka, którzy przyjechali autokarem z nieco innego kierunku niż my.
Jesteśmy w komplecie. Idę do biura Adriatic Charter dopełnić formalności. Pani
daje mi dokumenty, klucze i telefon, pobiera opłaty i każe iść sprawdzić jacht,
czy wszystko jest w porządku. Jeśli tak to spotkamy się za tydzień przy
zdawaniu jachtu. Nieco inaczej niż rok temu w Grecji, gdzie niesamowity Janis,
szybko i sprawnie, powiedział wszystko o jachcie, sprawdzając równocześnie
razem ze mną listę kontrolną wyposażenia jachtu. Trochę zaskoczony tym luzem,
nie pofatygowałem się aby powiedzieć, że chyba brakuje jednego odbijacza. A co
tam, luz. W końcu zapraszam załogę na jacht. Rozpoczynamy nasz rejs. W końcu, mimo utrudnień pogodowych, korkowych i innych docieramy do Seget Donij, a dokładnie do Mariny Yacht Club Seget (N 43 ° 31 '/ E 16 ° 14'). Marina, której jeszcze nie ma w posiadanych przeze mnie wydawnictwach, robi całkiem dobre wrażenie. Jest w niej miejsce na 100 jachtów oraz prawie wszystko, co żeglarzom potrzeba. Jest nawet mały basen kąpielowy.
"Wielkie" morze przed nami |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz