wtorek, 22 sierpnia 2017

53 ETAPOWE REGATY TURYSTYCZNE



       Mimo wielu zmian jakim podlegały Etapowe Regaty Turystyczne na przestrzeni lat, wciąż są one ważnym wydarzeniem w kalendarzu imprez żeglarskich w województwie zachodniopomorskim. Wynika to m.in. ze specyficznej formuły tych regat, gdzie znajdą miejsce dla siebie zarówno miłośnicy regatowej rywalizacji jak i zwolennicy żeglarskiej turystyki. Impreza ma już swoją bardzo długą tradycję, ale z całą pewnością nie jest samograjem. Wciąż trzeba o nią dbać, wciąż uatrakcyjniać, aby nie tylko utrzymać stałych bywalców, ale też zachęcać tych, którzy jeszcze nie zasmakowali w atmosferze Etapowych Regat Turystycznych. Z całą pewnością nowinka tegorocznych regat, czyli rezygnacja z formuły Open na rzecz formuły NHC była wyjściem naprzeciw tym, którym znudziło się podziwianie wciąż tych samych jachtów, wygrywających po kolei wszystkie etapy. Jak ktoś chce się ścigać na sportowo to jest przecież formuła ORC, natomiast nie ma powodu, aby prawdziwie regatowe jednostki psuły zabawę jachtom turystycznym. Oczywiście gdzieś po środku jest jeszcze formuła KWR. Niestety zabrakło nieco działań informacyjnych i wyjaśniających. Tym bardziej, że formuła NHC w większości przypadków dotyczyła prawdziwych amatorów.
       Uczestnicy regat przypływają już w piątek. Mimo, że pogoda w żadnej mierze na to nie wskazuje, jest środek sezonu letniego. Marina wciąż jest nieczynna, wszyscy więc cisną się w porcie. Long side, jeden do drugiego i tak po trzy, cztery jachty. Na szczęście większość ludzi się tutaj dobrze zna, więc każdy stara się jakoś pomóc następnym przypływającym. Mimo wszystko, do wieczora, jest cicho i spokojnie. W końcu rozpoczynają się wędrówki i odwiedziny na zaprzyjaźnionych jachtach. Po zmroku port ożywa. Rozgrzewamy się od środka. Robi się wesoło.

przed pierwszym startem
       Zupełnie niespodziewanie okazuje się, że nie ma II grupy KWR, jeszcze niedawno najsilniej obsadzonej grupy na ERT. Tym razem zgłosiło się zbyt mało chętnych do rywalizacji w tej grupie i ci co przypłynęli zostali wcieleni do grupy III KWR. Miny nam mocno zrzedły. Carinom przyjdzie się ścigać z Trzecim Krzyśka Dąbrowskiego (ha!, ha! ha! – będziemy go oglądać przed startem i w portach po mecie), Accu – Piotra Sosnowskiego, Belatrix – Mirosława (Jacka) Wójcickiego, Liveli – Bronka Zimnickiego. Żaden przelicznik nie jest w stanie wyrównać naszych szans, byśmy mogli na dystansie siedmiu wyścigów z nimi rywalizować.

Czekamy na start
       Już na pierwszym etapie, pani Iza Kidacka, sędzia główna regat, stara się urozmaicić, choćby w niewielkim stopniu trasę wyścigu. Trochę niefortunnie wychodzi, że mamy dwukrotnie przecinać tor wodny do Świnoujścia. Nie pozostaje nic innego jak liczyć na zdrowy rozsądek żeglarzy. Ale sam wyścig okazuje się dosyć ciekawy. Długa trasa, po rozległym akwenie, pod wiatr. Jedni wybierają lewy hals, inni prawy, w rezultacie flotylla jachtów startujących w regatach rozsypała się po całym Zalewie. Dopiero przy boi zwrotnej okazywało się, jak kto popłynął. Nasz pomysł nie okazał się najlepszy, więc zgodnie z wieloletnią tradycją pierwszy etap kończymy w ogonie. Patrząc na nasze wyczyny, nawet pogoda się załamała.


       Świnoujście wita nas pogarszającą się pogodą i tłokiem w marinie. No cóż, szybko okazało się, że nowa marina jest niewystarczająca w stosunku do zapotrzebowania. Duża ilość jachtów z Niemiec, Szwecji i Danii, plus trochę innych, bardziej egzotycznych. Wpływając do mariny stajemy się zupełnie anonimowi, giniemy w tłumie. Tutaj nikogo regaty nie interesują. Nawet dla statku komisji nie zarezerwowano jakiegoś sensownego miejsca. Łapie jedno z ostatnich miejsc, gdzieś na  szarym końcu. Przynajmniej żeglarze będą mieli okazję trochę pospacerować. A swoją drogą, to szkoda, że uczestnicy ERT nie mają jakiegoś wyróżnika, choćby efektownego, przyciągającego wzrok, proporca. Pogoda dokłada swoje pięć groszy i robi się smętnie. Nic tylko sięgnąć po jakieś szkło.

Przed wyścigiem na Zatoce Pomorskiej
       W ramach wprowadzania urozmaiceń, pani Iza w robi z jednego wyścigu na Zatoce Pomorskiej, dwa wyścigi, up and down. W pewnym sensie są to dwa wyścigi, ale w innym znaczeniu jeden. Ot, tak, aby było kolorowo i nieco tajemniczo. Oczywiście znowu jest trochę grymaszenia, ale to pewnie wina ponurej pogody. Bo właściwie o co się czepiać?  Że warunki nieco trudniejsze, że dwa wyścigi, przecież przybyliśmy tu na regaty. Im więcej tej zabawy, tym lepiej. Im więcej wyścigów, tym sprawiedliwszy wynik końcowy. Tym razem zakończenie etapu zyskuje nieco bardziej uroczystą oprawę. Żeglarzy zaszczyca swoją obecnością pani Barbara Michalska, v-ce Prezydent Świnoujścia.  Jest błękitna wstęga, są puchary ufundowane przez prezydenta miasta. Jest bardzo miło i nieoczekiwanie wesoło. Bo oczywiście, jak stwierdziła pani Iza, wszyscy wiedzą, że Fujimo zdobyło Błękitną Wstęgę Zatoki Pomorskiej. Co równie oczywiste, trzecie miejsce w I grupie KWR zdobył jacht … „Trzeci”. Są gratulacje, puchar, sesja zdjęciowa i zdziwiona mina Krzyśka Dąbrowskiego. I grupa KWR? Przecież ścigam się w III grupie. Po chwili również pani sędzia orientuje się, że chyba coś jest nie tak. Z wdziękiem i uśmiechem, obracając wszystko w żart, zwraca się do Krzyśka: „Oddaj puchar.” Następuje wręczenie pucharu właściwej załodze. Później drugie miejsce, no i pierwsze .. Jacht „Trzeci”. Zdziwiony Krzysiek odbiera puchar za I miejsce w I grupie KWR. Uściski, gratulacje, zdjęcia … Oddaj puchar! Pomyłka, to nie ty. Po paru minutach Krzysiek jest wyczytywany po raz trzeci (nomen omen). Pierwsze miejsce w III grupie KWR. Chwila zawahania. Puchar, gratulacje, sesja fotograficzna … Uff! Udało się, tym razem wszystko się zgadza. Po zakończeniu ceremonii, pani Iza zaprasza kolejny raz do wspólnego śpiewania. Trochę opornie to idzie, mimo, że na zakończenie regat przewidziane są nagrody za popisy artystyczne. Zdaje się, że nie jesteśmy specjalnie rozśpiewani.

Oddaj puchar!
       Start do wyścigu na trasie Świnoujście – Dziwnów jest dwukrotnie odraczany. Nie ma wiatru. Płyniemy godzinę na silnikach, później drugą godzinę. Wszak nie możemy sobie pozwolić na spóźnienie na spotkanie z panem burmistrzem Dziwnowa i na ceremonię rozdania pucharów. W końcu wyścig rusza. Bardzo słaby wiatr, a przede wszystkim brak fali dają nadzieję Rudzikowi na dobry wynik. Tak też się dzieje, płyniemy w czołówce. Pełna koncentracja aby nie popełnić jakiegoś błędu. Pod koniec wyścigu wiatr się wzmaga. Większe jachty szybko nas doganiają. Na szczęście meta już blisko. Z bezpośrednich naszych rywali przed nami tylko Trzeci, Accu i Belatrix. Ale ten ostatni wyprzedził nas bardzo nieznacznie, więc dzięki lepszemu przelicznikowi będziemy przed nim. No i stała się rzecz niemożliwa, jesteśmy na pudle, co prawda to tylko klasyfikacja etapowe, ale i tak jesteśmy bardzo zadowoleni. Tym razem i my mamy przyjemność odebrać puchar, w tym przypadku z rąk pana burmistrza Grzegorza Jóźwiaka. I obyło się bez pomyłek. Nawet Trzeci nie usłyszał od pani sędzi: „Oddaj puchar”. Nie usłyszał, bo początkowo, pani Iza po prostu go pominęła. Dopiero po chwili się zreflektowała, że czegoś jej brakuje. Na szczęście na wysokości zadania stanęli uczestnicy regat i spontanicznie zaczęli skandować tę dźwięczną mantrę „Oddaj puchar”. Ceremonia wręczenia nagród w Dziwnowie wraz z drobnym poczęstunkiem zawsze jest sympatyczna. Widzimy, że coś się zmienia, ale jakże powoli, oj jak powoli. Nie ma jednak zbyt wielu chętnych na spędzenie nocy przy miejskiej kei. Zaplecze takie sobie, bezpośrednie sąsiedztwo bardzo ruchliwej drogi, absolutny brak nastrojowego klimatu. Tak więc, podobnie jak w poprzednich latach, po zakończeniu uroczystości, zdecydowana większość jachtów, mimo późnej pory, przenosi się do Kamienia Pomorskiego.

Przeprowadzka z Dziwnowa do Kamienia Pom.
       Pogoda niestety wciąż się pogarsza. Niebo płacze rzewnymi łzami, wiatr się rozkręca. I staje się to, czego zdecydowana większość bardzo nie lubi. Zostaje odwołany wyścig na Zalewie Kamieńskim. Snujemy się to tu, to tam. Puchary przygotowane, poczęstunek u rybaka czeka a tu lipa! Pan burmistrz  Stanisław Kuryłło zgadza się aby puchary przez niego ufundowane przyznać na koniec całych regat za klasyfikację generalną. No a na zupę rybną i tak idziemy. A później jeszcze raz, już za swoje objadamy się pysznym marynowanym łososiem i smażonym w cieście piwnym sandaczem. Najlepsza smażalnia w układzie warszawskim. Ależ rozkosz. Wbrew smętnej pogodzie, nie kończymy dnia ze zwieszonymi nosami. Wszak jest Krzysztofa! Nie może być inaczej, jest biesiada, i są kolejne nieśmiałe próby rozśpiewania żeglarskiej braci. Niestety struny głosowe są słabo naoliwione i tylko nieliczni podejmują wyzwanie.
       Przejście do Wolina też odbywa się przy silnym wietrze, tym razem sprzyjającym, i spadających z nieba żabach. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak często korzystałem ze sztormiaka. W Wolinie smętne grupki turystów w pelerynach przeciwdeszczowych snują się po nabrzeżu. W żaden sposób nie można poznać, że to środek wakacji w całkiem sympatycznym mieście. W Wolinie zawsze ciepło nas witają, zawsze jest przyzwoity poczęstunek, pan Eugeniusz Jasiewicz, burmistrz miasta zawsze ufunduje jakieś upominki, mimo, że nie ma wyścigu, no i jako wielki lokalny patriota, zawsze w swoim wystąpieniu zawrze jakieś ciekawostki o Wolinie.

Wolin
       Wyścig Wolin – Nowe Warpno pani sędzia też ustawiła nieco inaczej niż zwykle, do tego z dodatkowym punktem zwrotnym. I znowu przed żeglarzami spore wyzwanie. Już sama rozległość akwenu sprawia, że wszyscy zaczynają kombinować, jak tu przechytrzyć konkurentów. Pod którym brzegiem się schować, gdzie zrobić górkę, jak ominąć sieci. Również pogoda nie ułatwiała zadania. Okazało się, że w tych skomplikowanych rachubach, trzeba jeszcze uwzględnić… ciszę. Kto zbyt daleko szukał swojej drogi, srodze się rozczarował. I było nerwowe oczekiwanie, z której strony przyjdzie wiatr. Czy od przodu stawki, czy od tyłu. Kto pierwszy ruszy. W końcu zaczęło wiać, i to całkiem przyjemnie. I nagle minąwszy kolejne sieci, mając przed sobą ostatni znak zwrotny, orientujemy się, że bardzo niewiele jachtów jest przed nami. Konkurencja gdzieś się pogubiła. Ostatecznie w tej naprawdę trudnej dla Carinki stawce zajmujemy drugie miejsce! Nawet o tym nie marzyłem. Ha, ha, ha.

W poszukiwaniu własnej drogi
       A w Nowym Warpnie jak zwykle świetna atmosfera. To ciekawe, ani marina, ani miasto nie oferują nic specjalnego, a jednak to jest moje ulubione miejsce na trasie ERT. Jest przytulnie. Jest miło. Mimo ewidentnych braków w infrastrukturze sanitarnej, powiedzmy wprost: jest ona fatalna, to podejście ludzi związanych z tym miejscem do żeglarzy i urok samego miejsca, niezwykły spokój, sprawiają, że czuję się tutaj wyśmienicie. Któregoś roku, jeszcze za poprzednich dzierżawców, rano na kei czekało na nas świeże pieczywo. Tym razem wcześnie rano, zmęczeni nocnymi zmaganiami żeglarze częstowani byli pyszną jajecznicą. W tym miejscu jest coś niezwykłego. Oczywiście, był też poczęstunek i puchary ufundowane przez pana burmistrza Władysława Kiragę. Dla nas w tym roku wyjątkowo miła ceremonia, bo po ogłoszeniu decyzji o połączeniu grupy II i III KWR nie liczyliśmy na jakiekolwiek miejsca na podium. A jednak coś się udało wyrwać.

W Nowym Warpnie
       Piątek, przedostatni dzień zmagań, to wyścig Nowe Warpno – Stepnica. Od rana słaby wiatr. Boja rozprowadzająca, jak należy na wiatr, więc nieco zamieszania i przepychanek. Po boi spinakery i tak przez ok 4,5 godziny. (Oczywiście czołówka zdecydowanie krócej.) Nie pamiętam czy kiedykolwiek tak długo miałem okazję żeglować pod spinakerem. Ku naszemu zdumieniu całkiem dobrze nam szło. Kto miał odjechać to odjechał, ale nie było takich zbyt wielu. 

Bardzo długi przelot na spinakerach
       No ale przyszło przejście z Zalewu na Roztokę i wydarzyła się tragedia. Źle wybraliśmy stronę po której płynęliśmy i w rezultacie trwało to całe wieki. Bezradnie patrzyliśmy jak jedni nam odpływają a inni nas doganiają. Strasznie irytujące uczucie i nic już nie można było zrobić. A na Roztoce wiatr się wzmógł i większe jachty zyskały jeszcze większą przewagę. No lipa, lipa, lipa! Nie trudno się domyślić, że do mety podążaliśmy w wyjątkowo marnych nastrojach. Straciliśmy szansę na dobry wynik na własne życzenie. To jest chyba najgorsza opcja; złość i bezsilność. Ale do samego końca staramy się płynąć jak najlepiej. Rywalizujemy z tymi, którzy płyną w naszym sąsiedztwie, bez względu na to czy są w naszej grupie czy nie. Duch rywalizacji jednak nie ginie. Na tym ta zabawa polega.

Stepnica
       Stepnica zawsze przygotowuje na przyjęcie żeglarzy wielki festyn. Jest poczęstunek, jarmark rozmaitości, jakieś występy na scenie. Ogólnie atmosfera wesołego pikniku, nawet jeśli pogoda nie jest specjalnie udana. Pan burmistrz Andrzej Wyganowski osobiście się we wszystko angażuje. M.in. wręcza ufundowane przez siebie puchary. Wszyscy siedzą przy solidnych stołach pod parasolami rozstawionymi przed sceną. Konsumujemy najlepszy na tych regatach poczęstunek. Sączymy chmielowy napój. A pani Iza wyczytuje kolejnych nagrodzonych. I nagle słyszę: „Wiktor Protas – jacht Rudzik; trzecie miejsce w grupie III KWR”. Aż mnie zatkało! Okazało się, że przypłynęliśmy jako czwarty jacht w grupie, a do tego przeliczyliśmy Accu Piotra Sosnowskiego. To dopiero dla nas niespodzianka. No a wieczorem intensywne zajęcia w podgrupach. Bardzo intensywne. No ale jak mogłoby być inaczej skoro schodzą się załogi zaprzyjaźnionych jachtów Dobrawa, Wench, Jamanito, Mi Alegria, Popeye, Rudzik i paru innych. Domowe przetwory z Popeye’a znikały w mgnieniu oka. I tylko ten dzień po …

W Stepnicy też nie zabrakło deszczu
       A „dzień po” był bardzo ciekawy. Trasa wyścigu w całości została ustawiona na Roztoce. Była bramka, były dwa punkty zwrotne. No i do tego całkiem rześki wiatr. Nam niestety ten etap nie wyszedł. Ukończyliśmy go dopiero na piątym miejscu, ale muszę przyznać, że było on pod względem żeglarskim bardzo udany. I co ciekawe w poszczególnych grupach KWR i ORC wygrały ten wyścig jachty, które ostatecznie zajęły pierwsze miejsca w klasyfikacji generalnej tych grup. KWR I – absolutny hegemon w tej grupie Janusz Frączek na jachcie O’Dana. KWR II/III – Krzysiek Dąbrowski na jachcie Trzeci. ORC – Marek Krzysztoszek na jachcie Res Navalis.

Janusz Frączek - zwycięzca I KWR
       Pożegnalna impreza w Trzebieży odbyła się tawernie Portowej tuż przy porcie. Ich ogródek jest wyjątkowo sprzyjający tego typu przedsięwzięciom. Była też kolejna próba rozśpiewania braci żeglarskiej i finał konkursu muzycznego. Niestety ostatecznie nie było zbyt wielu chętnych do artystycznych popisów. Mimo, że trudno było coś usłyszeć, szum tła był znacznie mocniejszy niż głosy żeglarzy, to wydaje mi się, że pomysł z konkursem na śpiewanie pieśni okołożeglarskich, to całkiem dobra inicjatywa. Może za rok będzie więcej chętnych?
             Jak zwykle najtrudniejsze chwile następują w niedzielę rano. Większość z nas chciałaby jak najszybciej płynąć do domu, a tu trzeba czekać aż do 12, kiedy rozpoczyna się ceremonia wręczenia nagród i zakończenia regat. Niby wszyscy są roześmiani, wyluzowani, a jednak ukradkiem spoglądają na zegarki, nie mogąc doczekać się końca. A to jednak trochę trwa. Pan prezes Zalewski zawsze powie kilka słów, pani sędzia ogłosi wyniki, są specjalne upominki dla dzieci ufundowane przez pana Władysława Diakuna, burmistrza Polic, są upominki dla zwierzaków biorących udział w regatach. W końcu losowanie upominków dla każdej załogi. A nasza droga pani Iza do końca nie mogła się przyzwyczaić, że tym razem to nie Marek Stoeck jest wpisany jako prowadzący Rudzika. I na dyplomie za zajęcie IV miejsca w łącznej klasyfikacji  widnieje właśnie on. W zasadzie nic dziwnego, chyba wszyscy na hasło Rudzik odpowiedzą Marek Stoeck. Czas robi swoje.
       I skończyły się 53 Etapowe Regaty Turystyczne. Mimo, że pogoda tym razem była taka sobie, to i tak było bardzo przyjemnie. Bo te regaty to piękne żeglowanie i ciekawi ludzie. Już czekam z niecierpliwością na kolejną edycję. 

Nagroda Fair Play dla Krzyśka Dąbrowskiego - on tak ma
P.S.

Dalej nie do końca rozumiem jak jest skonstruowana formuła NHC. Tym nie mniej jest mi bardzo miło, że jacht Rudzik z załogą Wiktor Protas, Marek Stoeck zajął w nieoficjalnej klasyfikacji wszystkich 57 uczestników 53 ERT 4 miejsce. Pierwsze miejsce zajął jacht Guesswork ze skiperem Januszem Skrzeczem – Gratulacje!. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...