Kiedy wieje
rześki wiaterek, tak gdzieś koło 5 B, żeglarze zwykle są bardzo szczęśliwi.
Jacht mknie chyżo przed siebie a za rufą tworzy się piękny kilwater. Od czasu
do czasu jakaś większa fala spłucze pokład. Jest dobra zabawa. Sytuacja nieco się
zmienia, gdy ta piąteczka wieje prosto w nos a my właśnie płyniemy na typowej,
czarterowej mydelniczce, która ani myśli ułożyć się ostro do wiatru. I tak
właśnie było, gdy płynęliśmy z Naksos do Ios. Wyruszyliśmy około 0930 i przez
cały czas uporczywie halsowaliśmy. W rezultacie pokonanie niewielkiego dystansu
ok 28 Mm zajęło nam blisko 8,5 godziny. Nawet gdy wpłynęliśmy do Zatoki Ios
wiatr niewiele się zmniejszył, choć teraz był zdecydowanie korzystniejszy. Poza
tym zatoka wcina się głęboko w ląd więc jest miejsce i czas na wyciszenie
wiatru i wygładzenie fal.
Mimo, że Ios
nie należy do najbardziej znanych celów turystycznych, to i tak okazało się, że
przy wschodniej kei nie ma już ani jednego wolnego miejsca, a przy północnej
wolne jest tylko jedno, tuż przy nabrzeżu promowym. Taka miejscówka do moich
ulubionych nie należy ale wyboru nie było. Okazało się jednak, że tego wieczoru
przypłynął już tylko jeden prom, spora jednostka zmierzająca do Pireusu. Tak
więc tylko raz musieliśmy przeżyć szarpanie lin i rzucanie kadłubem spowodowane
intensywnymi manewrami promu, przed którymi ostrzega locja.
Wyspę wg
spisu z 2011 zamieszkuje 2024 mieszkańców. Dla porównania w XIX wieku tych
mieszkańców było ok 3500. Mówi się, że jest na niej 365 kaplic i kościołów, tyle
co dni w roku. Ios znana jest przede wszystkim ze swoich plaż, które kiedyś
były mekką lubiących włóczęgę z plecakami i plaże nudystów. Obecnie chyba
jednak wyspa została zdominowane przez przeciętnych turystów podróżujących
rodzinnie. Co oczywiście nie oznacza, że tłok w sezonie zmalał. Wręcz
przeciwnie. Ale dzięki temu nie brakuje tu barów, restauracji czy pubów. Wyspa
jest też znana z tego, że według legendy, na zboczy najbardziej na północ
wysuniętej części Ios, w okolicach zatoczki Plakotos, pochowany jest sam Homer.
Była tu jedna z dwóch świątyń, jakie starożytni Grecy poświęcili
najsłynniejszemu w dziejach wędrownemu śpiewakowi. Inni twierdzą, że z Ios pochodziła matka
Homera, Klimene. Jednak ani jedna, ani druga informacja nie została
potwierdzona przez badaczy antyku.
Bezpośrednio
nad brzegiem zatoki Ios położona jest jedna część miejscowości o tej samej
nazwie, a nieco wyżej druga, Hora. Na północ od miasta znajduje się niezwykła
świątynia Panagia Gremiotissa (Matki Bożej na Urwisku). Świątynię wybudowano
przed setkami lat dla ikony wyrzuconej przez morze. Na wschodzie wyspy znajduje
się również niezwykłe stanowisko archeologiczne, umocniona osada z epoki brązu.
Niestety do
Ios dopłynęliśmy dosyć późno. Zanim się ogarnęliśmy Słońce zaczynało już
zachodzić. Ale w powietrzu czuć było jeszcze coś innego, jakiś niepokój.
Zanosiło się na dosyć radykalną zmianę pogody. Jakaś taka dziwna gęstość
powietrza. Jakoś tak ponuro. I owszem ta nadciągająca zmiana pogody sprawiła,
że spektakl na niebie z udziałem zachodzącego Słońca był wyjątkowo interesujący
i dawał nadzieję na zrobienie jakiegoś ciekawego zdjęcia. Z drugiej jednak
strony nakazywał zachowanie najwyższej czujności w kwestii dalszych planów
żeglarskich. Co prawda prognozy obiecywały na następny dzień wiatry do 6 B,
czyli takie, przy których zgodnie z umową czarterową jeszcze możemy pływać, ale
sytuacja była dosyć dynamiczna. Nie raz już miałem okazję przekonać się, że
prognozy meteo nie zawsze się sprawdzają. Tylko nigdy nie wiadomo, w którą
stronę i jak bardzo się nie sprawdzi. Zaczęło się ściąganie prognoz ze
wszelkich możliwych źródeł. Tak czy owak, wszystko trzeba będzie zweryfikować
jeszcze raz rano. Puki co, właściciel cumującego obok sporego jachtu motorowego,
zostawił na miejscu swojego człowieka a sam zabrał się ostatnim promem do
Pireusu.
Zrobiliśmy
co było do zrobienia, na pogodę żadnego wpływu nie mamy, więc idziemy przejść
się po miasteczku. Jest już przedwieczorna szarówka. Zapalają się światła. Robi
się nastrojowo. Tylko jakoś pusto, smutno. No tak, tu już jest po sezonie. W
knajpkach pojedyncze osoby, większość stolików wolna. Tylko szaleni żeglarze
nakręcają jeszcze szczątkowe objawy ruchu. Ula wypatrzyła jakieś drobiazgi w
jednym ze sklepów z pamiątkami. Musiała wrócić na jacht bo nie miała ze sobą
pieniędzy. Choć sklepikarz już zamykał, bez problemu zgodził się poczekać te
kilka minut, mimo że wartość zakupów to raptem kilka euro. Przeszliśmy się
nieco, to tu, to tam. Zrobiło się zupełnie ciemno. Poza głównym skwerkiem
dolnej części Ios, zapadła kompletna cisza. Już dawno nie byłem w takim
miejscu. Absolutnie niezwykła atmosfera pozostająca na długo w pamięci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz