poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Finał Regat Wielkich Żaglowców



       Ze Szczecina do morza jest całkiem spory kawałek. Mimo to mamy w naszym mieście  port morski i wiele różnych atrybutów z tym związanych. Dlatego nikogo specjalnie nie zdziwiło, że w 2007 roku Szczecin był organizatorem finału The Toll Ships Races. Okazało się, że wybór był bardzo trafny i w związku z tym przyznano Szczecinowi organizację kolejnego finału TSR, w 2013 roku.




       To co się działo w czasie finału The Toll Ships Races 2007, to było istne szaleństwo. Szczególnie w kwestii pochłaniania wielkich kanapek ze smalcem. Gdzie by się człowiek nie obrócił, widać było ludzi wcinających wielkie pajdy chleba. A kolejki do stoisk z tym specyjałem, przypominały te z okresu głębokiej komuny. To był przebój tamtej imprezy. 


       Ale to, co się działo w tym roku, to przeszło wszelkie wyobrażenia. Absolutnie niezwykłe nagromadzenie żaglowców. 


Setki tysięcy ludzi krążących każdego dnia między tymi wspaniałymi jednostkami a licznymi straganami, estradami, różnymi diabelskimi młynami itp. atrakcjami. Oferta koncertowa bardzo różnorodna, od gwiazdy pop Nelly Furtado, wielu znanych lub mniej znanych polskich artystów przez koncert orkiestry szczecińskiej filharmonii z zespołem Voo Voo do maratonu muzyki okołożeglarskiej. Barwny korowód załóg jednostek biorących udział w TSR do teatru letniego gdzie było ogłoszenie oficjalnych wyników. Jednym słowem impreza na cztery fajerki!


       Wielki, ogromny, jarmark różności. Oczywiście, ludzie narzekali na tłok, ale każdy chciał tam być, każdy chciał pooddychać atmosferą tego niezwykłego wydarzenia. Lubimy takie spędy, lubimy jak coś się dzieje. Ale wydarzenie było, faktycznie dużej rangi. A wszystko to dzięki magii wielkich żaglowców. Nawet pan prezydent Komorowski pofatygował się z tej okazji do Szczecina. Ogromna rzesza rozbawionych, uśmiechniętych ludzi, w pięknym anturażu, czyż to nie wymarzona sytuacja do publicznego wystąpienia?   


       Pływałem sobie na maleńkiej carince pośród tej wspaniałej żeglarskiej szlachty. Co jednostka to piękniejsza. Harmonia kształtów, wycyzelowane szczegóły, wszystko to zapiera dech w piersiach. Aż tu nagle jakiś złośliwy chochlik szepnął mi do ucha: a właściwie, to po co wydaje się tak wielkie pieniądze na utrzymanie tych nikomu niepotrzebnych dinozaurów?
-  Dla celów szkoleniowych.
- Ee ?! W nowoczesnych szkołach morskich szkoli się ludzi zupełnie inaczej, bo realia pracy na współczesnych statkach nie mają nic wspólnego z pływaniem na żaglowcach.


- Dla turystyki.
- A kogo na to stać? Ci których na to stać wolą super wycieczkowce lub mega jachty.


- No ale … żeglarze.
- Ok. znajdzie się paru pasjonatów. Jednak przeciętny żeglarz zdecydowanie woli normalne jachty. Do tego jak najbardziej komfortowe. Dlaczego młodzi, i nie tylko młodzi, nie chcą już pływać na takich skorupkach jak carina, bez kingstona i kambuza? Jedyne praktyczne zastosowanie to rejsy stażowe dla szaleńców chcących mieć polski patent kapitana jachtowego.



No cóż, musiałem się poddać. Utrzymanie tych pięknych pływadeł jest monstrualnie drogie a ich praktyczne zastosowanie raczej wątpliwe. Ale są piękne!!! I na szczęście zawsze znajdą się ludzie skłonni utrzymać je przy życiu, by cieszyły oko różnych romantyków i szerokiej publiczności. Byle jak najdłużej.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...