piątek, 17 sierpnia 2012

Regaty Unity Line 2012




       Od kilku lat żegluję na carinie mojego kolegi. Na niej zdobywam doświadczenie żeglarskie, na niej bierzemy udział  w regatach, raz nawet wystartowałem na niej w regatach samotników na Jeziorze Dąbskim. Bardzo dzielna  i bardzo wdzięczna łódka. Jakaż ona jest wyrozumiała dla mojej żeglarskiej ignorancji, niczym kochająca, troskliwa mateczka. Czasami lekko skarci za gapiostwo, robiąc karne kółeczko, admiralnie (licencja Geo – pozdrawiam gorąco) jednak bardzo dba aby nie stała mi się krzywda. Niestety ma carinka swoje naturalne ograniczenia i z tym niestety nic już zrobić nie mogę. Z tego powodu nigdy nie braliśmy na niej udziału w regatach Unity Line. Tym razem nadarzyła się okazja, by wprosić się na jacht innego kolegi, na Jankową Marimbę. Wielką frajdę sprawił mi Janek, zapraszając mnie do załogi. Z góry zakładałem, że będę robił za hołotę szotową, w końcu obaj moi koledzy to zdecydowanie bardziej doświadczeni żeglarze, a do tego nigdy wcześniej nie byłem na Marimbie, nawet w porcie.  W rezultacie popłynęliśmy we trzech, jak zwykle trzech starszych dżentelmenów.

Marimba
       Jachty startujące w regatach  zbierały się w Świnoujściu w czwartek, 09 sierpnia, do późnych godzin nocnych. Ostatecznie w regatach wzięło udział 107 jachtów z 403 uczestnikami z Polski i Niemiec. Całkiem spora flotylla.
       Pierwszy wyścig  Świnoujście – Kröslin miał ok. 32 Mm długości. Wiatr 4 B i dosyć wysoka fala. Co ciekawe, oba kursy, do boi zwrotnej i do mety, były kursami ostrymi.  Mimo wszystko płynęło się bardzo przyjemnie i dosyć szybko. Gdy byliśmy już stosunkowo blisko mety usłyszeliśmy „na radio”, że ktoś potrzebuje pomocy. Niestety, takie rzeczy na morzu się zdarzają. Wytężyliśmy słuch i wzrok wypatrując czy coś nie dzieje się w pobliżu. Pierwsze komunikaty podawane przez poszkodowanych były niestety nieco mylące co do pozycji. Jeszcze większe zaskoczenie wywołała informacja o przyczynie problemów: zerwał się reling, silnik uszkodzony, jacht jest niestabilny. O co chodzi? Jaką rolę na tym jachcie spełnia reling? Zdaje się, że kolegom zabrakło spokoju. Okazało się, że to co im się zerwało to była wanta. W końcu udało się ich namierzyć i mimo dużej odległości, ruszył im na pomoc jacht Maxi. Poszkodowani przez pewien czas się nie odzywali. Maxi bezskutecznie ich wywoływało. W końcu jak się odezwali, to poinformowali, że wezwali na pomoc niemieckie pogotowie (?). Na wodzie pojawiła się jednostka SAR. Niezłe zamieszanie. Jak nie trudno się domyślić, wszystko skończyło się dobrze. Ot, takie sobie urozmaicenie wielogodzinnych zmagań na morzu.

Na torze do Kroslin
       Za linią mety zmieniamy kurs, odpadamy od wiatru. Piękna jazda, cały czas ponad 6 knotów wiatrem w okolicach połówki. Uwaga! Bezwzględnie należy trzymać się toru. Po bokach płycizny lub kamienie. Wydawało się, że wszyscy o tym wiedzą. A jednak znalazł się jeden Jaś wędrowniczek, który postanowił podążać własnymi drogami. A kto na skróty halsuje w porcie nie nocuje, jak mawiali starożytni Indianie. No i siadł kolega, na szczęście na mieliźnie nie na kamieniach. I myślicie, że to któryś z naszych cwaniaczków? Nie, nie, nie. To jeden z naszych niemiecki kolegów. A czas mijał, ani się obejrzeliśmy jak minęła godzina, żeglugi. A jutro start o 9 rana w tym samym miejscu, gdzie dzisiaj meta.. Oj, nie pośpimy sobie.

Statek komisji
       Dopływamy do mariny Kröslin. Całkiem spora. Jest nawet na wejściu informacja gdzie mają się kierować jachty uczestniczące w regatach Unity Line. Niestety, przy wskazanej kei, raczej trudno upchać sto jachtów. Ludzie szukają miejsca na własną rękę. Robi się nieco bałaganu. Ktoś kogoś przegania. Na większości pustych stanowisk zakaz cumowania, zarezerwowane. Z mariny nikt się nie pojawił aby jakoś pokierować ruchem. Nikt nie wpadł na pomysł, aby jachty z regat ustawiać na miejscach miejscowych jachtów, które wypłynęły na dłuższe pływania. W końcu jakoś się poustawialiśmy, bez pomocy gospodarzy, którzy podobno słyną ze świetnej, niemieckiej, organizacji.. Kiedy już się ogarnęliśmy spotkało nas kolejne rozczarowanie. Nikt specjalnie się nami nie interesował, nie było tradycyjnego poczęstunku piwo i kiełbaska. W zasadzie było, tyle, że za własne pieniądze. Nawet informacja o miejscu i czasie wręczenia nagrody dla zwycięzcy etapu była z lekka niejawna. Gdy trafiliśmy na miejscu, w zasadzie było już po wszystkim. Poszliśmy więc do miejscowej tawerny na piwo. Obsługa sympatyczna, uśmiechnięta, ale sam lokal jakiś taki nijaki, bez klimatu jak w mydelniczce, czysto i pachnąco tylko konsumpcji niesprzyjająco.
Fragment mariny Kroslin
       Marina duża, ale podobnie jak tawerna, bez klimatu a do tego minimalna ilość sanitariatów. To co się tam działo rano, to prawdziwy horror. Płyńmy już do Świnoujścia.

Wypływamy z Kroslin
       Drugi wyścig, na takiej samej trasie, tylko w odwrotnym kierunku, był jeszcze przyjemniejszy niż pierwszy. Wiatr podobny, tylko fala nieco mniejsza. Do boi ostro, ale jednym halsem, od boi baksztag. I tu zaczęły dziać się dziwne rzeczy z naszą łódką. Postawiliśmy z wielkim trudem, przez mój błąd, genakera a łódka nie chciała płynąć. Mieliśmy znacznie mniejszą prędkość niż wczoraj płynąc połówką za metą na genule. Ta część wyścigu miała ok. 18 Mm, i przez cały ten dystans nie udało nam się dociec, dlaczego tak nie jedzie.


Start do 2 etapu
      Niedzielna uroczystość rozdania nagród została przygotowana i przeprowadzona z dużym rozmachem. Główny sponsor imprezy, firma Unity Line, zadbał i o nagrody i o poczęstunek. Wszystkiego było tak dużo, że aż szkoda było kończyć tę imprezę. Niestety do Szczecina kawał drogi.
       Ceremonia wręczania nagród trwała odpowiednio długo do ilości klas. W każdej klasie nagrodzono trzy pierwsze jachty. W klasach, które mnie najbardziej interesowały, to w klasie I KWR zgodnie z oczekiwaniami, wygrał Aleksander Mikołajów na Nefertiti, w naszej II KWR Andrzej Sokołowski na Orsonie, w III KWR też raczej planowo Michał Jabłoński na Exocecie, w ORC wygrała Kati Rolf na jachcie Ruden, w samotnikach bez pomiaru Zbigniew Andruszkiewicz. Jednak najwięcej braw dostał Ralf Pritzkow płynący na jachcie Seba, który wygrał samotników KWR, a który poza jachtem porusza się na wózku inwalidzkim. Bardzo dzielny człowiek. Były też nagrody okolicznościowe, w tym nagroda dla Adama Lisieckiego z okazji jego jubileuszu 50-lecia żeglowania. Serdeczne gratulacje Adam!


       My tym razem nie załapaliśmy się na pudło. Tym niemniej te regaty były dla mnie bardzo udane. Cztery dni fajnego żeglowania i długie, interesujące wieczorne rozmowy z kolegami z jachtu. Och te wieczorne pogwarki!

PS.
Okazało się, że nie robiłem tylko i wyłącznie za hołotę szotową. Okoliczności i decyzje moich kolegów sprawiły, że większość czasu spędziłem z rumplem w dłoni.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

SŁOWACKI RAJ DLA STATECZNYCH LUDZI.

1.     CINGOV NA START             Słowacki Raj geograficznie nosi nazwę Krasu Spisko-Gemerskiego, a geomorfologicznie zaliczany je...