Całe swoje dorosłe życie, nie licząc krótkich wyjazdów tu i tam, spędziłem w Szczecinie. I oto, nagle, zupełnie niespodziewanie, pojawiła się okazja na wprowadzenie jakiś, poważnych zmian w tej materii. Postanowiliśmy wyprowadzić się ze Szczecina, ale nie za daleko, tak aby w ciągu godziny móc się w nim znaleźć. W końcu związków z tym miastem mamy mnóstwo. Zaczęliśmy się rozglądać po okolicy w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. Po kilku mniej udanych lustracjach i dziwnej przygodzie z jednym z biur nieruchomości, które przez rok nie zdążyło usunąć jednej oferty ze swojej strony, znaleźliśmy ofertę z Pełczyc. Ciekawa oferta ale ... to jednak ponad godzinę ze Szczecina. Niech będzie, pojedziemy i sprawdzimy. No i pojechaliśmy ... i to był koniec naszych poszukiwań! Może nie jest to idealne rozwiązanie, ale jest tu tak uroczo, cisza, spokój, jeziora, lasy i cmentarz tuż za oknem, więc jakby co to nie będzie daleko. Pełczyce - powiat choszczeński - , kiedyś Bernstein (bursztyn) liczy sobie niespełna 2700 mieszkańców, ale - uwaga, uwaga - możemy znaleźć tu sześć jezior. Patrząc od północy: Sławno, Krzywe, Stawno, Panieńskie, Mały Pełcz no naprawdę piękne Jezioro Pełcz od długości 7 km i maksymalnej głębokości 31 metrów.
Jezioro Panieńskie z widokiem na kościół pw. Narodzenia NMP z XIII wieku i przesmyk do Jeziora Stawno.
Nie mają Pełczyce zbyt wielu zabytków. Jest kościół pw. Narodzenia NMP z XIII wieku, który należał do zespołu klasztornego cysterek. Poza kościołem zachowały się jeszcze zabudowania klasztoru, i folwark klasztorny pochodzący z późniejszych czasów. Ale Pełczyce i okolice to przede wszystkim doskonałe miejsce dla miłośników kontaktu z naturą. Jak już wyżej wspomniano dużo jezior i tras rowerowych. Niedaleki Barlinek - 9 km - szczyci się mianem europejskiej stolicy nordic walkingu. Nie wiem, nie sprawdzałem osobiści jak to jest, ale nie ulega najmniejszych wątpliwości, że miłośnicy spacerów z kijkami znajdą tu dla siebie mnóstwo ciekawych ścieżek.
Pierwsze miesiące pobytu w Pełczycach minęły mi tak szybko, że wprost trudno to opisać. Przyspieszenie, zupełnie jakbym wchodził w nadświetlną.
Jednak ku mojej wielkiej radości, wraz z nastaniem jesieni mieliśmy najgorętszy okres poprzeprowadzkowy za sobą (prawie) i mogłem zapakować swojego Nikona D750 i ruszyć w teren. A że jesień tego roku była bardzo udana, to fotografowanie sprawiało ogromną frajdę. Ze względu na uniwersalność i niewielką wagę najczęściej miałem podpięty do aparatu obiektyw Nikkor AF-S 28-300 f 3,5-5,6 G. (zdjęcie powyżej). Nie rezygnowałem jednak z innych obiektywów, przede wszystkim Sigma APO DG 70-200, F 2,8 II Macro HSM, z którego korzystałem robiąc trzy kolejne zdjęcia poniżej.
Jesień to zdecydowanie czas kontemplacji. Można się zadumać, można się rozmarzyć. A przyroda sama posuwa przeurocze obrazy. Zawsze pojawiają się wątpliwości, czy zdołam pokazać na zdjęciu to co mnie tak bardzo zafascynowało.
Czy będą to oziminy, które kolorystycznie jakoś nie do końca pasują do tych jesiennych nastrojów, ...
... czy będą to niezwykle groźnie wyglądające chmury, które zmuszają do zastanowienia czy aby na pewno jestem odpowiednio ubrany na tę porę roku, to za każdym razem ulegam fascynacji tymi niezwykłymi obrazami. I, no właśnie, czy potrafię to odpowiednio ukazać, tak aby oglądający te zdjęcia, choćby odrobinę podzielał te moje fascynacje. Jeżeli tak się dzieje to dopiero jest fajnie.
Jako się rzekło, Pełczyce nie są zbyt duże, ale warto spenetrować też bliższą i dalszą okolicę. Oczywiście nie samochodem! To byłoby karygodne. Można po prostu pójść na spacer, można wybrać się "na kijki" albo wsiąść na rower. Ja nawet, specjalnie w tym celu kupiłem sobie nowy rower Kross Trans 4.0 - naprawdę fajny rower - i wyruszyłem.
Początkowo było trochę dziwnie. Wydawało mi się, że prawidłowo ustawiłem wysokość siodełka, ale po kilkuset metrach miałem nieodparte wrażenie, że zdecydowanie urosłem i mam za nisko siodełko. Dawał się to szczególnie odczuć na podjazdach, a że Pełczyce i okolice położone są na obszarze polodowcowej moreny czołowej, to nawet w samym mieście różnica poziomów waha się od 65 do 119 m n.p.m. a poza Pełczycami te różnice są jeszcze większe. Ale nie tylko moje nagłe podrośnięcia o dobrych kilka centymetrów nie dawało mi spokoju. Natychmiast po zjechaniu z utwardzonej drogi rower zaczął żyć zupełnie własnym życiem. Ja skręcam kierownicę w lewo, a on jedzie sobie w prawo. W końcu musiałem zsiąść i z nim porozmawiać o co chodzi. Za pomocą jednego imbusa szybko doszliśmy do porozumienia.
Jesień, sama w sobie tworzy niezwykłe klimaty, a jak dodamy do tego jeszcze jakieś tajemnicze miejsce, jakieś ruiny, to wchodzimy w świat baśniowych opowieści.
Można śmiało popuścić wodze fantazji i imaginować sobie przeróżne niezwykłe obrazy. Nawet patrząc na zwykłe grzyby, których tutaj nie brakuje, wyobrażam sobie, że znalazłem się w krainie elfów.
I nawet zwykły muchomor jakoś inaczej wygląda.
Skoro jednak udało się dojść do porozumienia z moim Krossem, to ruszam dalej, bo w okolicy są bardzo atrakcyjne trasy rowerowe. Jak pojadę w jedną stronę, to mniej więcej po pół godzinie dotrę do Barlinka najpierw przejeżdżając pod starym wiaduktem prowadzącym pod drogą nr 151 ...
... by po chwili przejechać górą wiaduktu prowadzącego nad leśnym duktem.
A i tak w końcu ląduję na leśnej drodze, bo tak tu pięknie.
Aż zakręciło mi się w głowie ...
więc muszę już kończyć ten jesienny spacer po Pełczycach i okolicach. Zachęcam do odwiedzania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz