YACHT KLUB
POLSKI SZCZECIN zorganizował regaty YKP
SZCZECIN CUP, które to odbyły się w dniach 12-13.09.2015. Po raz drugi w tym
sezonie zaokrętowaliśmy się z Markiem na jankowej Marimbie. Była to impreza
udana pod wieloma względami.
Bardzo
trafionym pomysłem było zorganizowanie postoju w Lubczynie. Pierwszy wyścig był
dosyć długi. Meta ustawiona pod Lubczyną. Start
do niedzielnego wyścigu w tym miejscu gdzie była meta pierwszego. Nikogo
więc nie kusiło aby wracać do domu. I bardzo dobrze. Wreszcie można było na
spokojnie przyjrzeć się nowej, a właściwie przebudowanej marinie. Co prawda
jeszcze nie wszystko jest zrobione, i to nawet dosyć istotne elementy nie są
jeszcze gotowe, bosmanka i sanitariaty, ale mimo to marina sprawia bardzo dobre
wrażenie. Ludzie po sklarowaniu jachtów sennie snuli się po kejach. Co chwilę
spotykało się kogoś znajomego, była sposobność pogadać sobie nigdzie się nie
śpiesząc. Organizatorzy zadbali o poczęstunek, więc znaczna część żeglarzy w
pewnym momencie przeniosła się na ławki pod parasolami, gdzie przy biesiadnych
stołach kontynuowano żeglarskie rozmowy. Wieczorem wystąpił zespół szantowy z „Polic
i okolic” jak sami o sobie mówią, czyli Qftry. Mimo że bardzo lubię szanty, a Qftry
należą do moich ulubionych kapel, nie dane mi było wysłuchanie ich koncertu w
całości. Moi kompani z dzielnej Marimby wezwali mnie na jacht aby wypełnić
inne, okrutnie ważne obowiązki.
Niby regaty
znane a jednak jakieś inne. No i faktycznie, YKP SZCZECIN CUP, to regaty
powstałe z połączenia dwóch cieszących się długą tradycją i popularnością
wyścigów: Regat o Puchar YKP SZCZECIN oraz Regat Oldtimerów EPIFANES TROPHY. Mieliśmy
więc na wodzie najróżniejsze pływadła, od rasowych ścigaczy, po piękne
klasyczne oldtimery. Było na czym zawiesić oko. A niektóre wyniki były wręcz
zastanawiające. Bardzo nowoczesna jednostka Maxi 2 - Hansa 345, nie miała
najmniejszych szans nie tylko w konkurencji z poczciwym carterem 30, czyli
legendarną Umbriagą, ale nawet z ponad stuletnim Nadirem. Oczywiście nie obyło
się bez narzekania na podział na grupy. Zdecydowanie najdziwniejsza i zupełnie
niewytłumaczalna sytuacja wytworzyła się w III grupie KWR. No bo jest w niej
niewielki, typowo turystyczny Alderan, czyli maxi 68 i rasowa ćwiartka Bluefin
II, czyli eygthene 24. W zasadzie, każdy kto
chce uciec od konkurencji z poważnymi rywalami, może schować się w III grupie
KWR. Wystarczy stosowna deklaracja i już. Nie ukrywam, że my też byliśmy mocno
zaskoczeni, gdy po pierwszym wyścigu dowiedzieliśmy się, że w klasie open do 8
metrów, rywalizuje z nami, zdecydowanie najszybszy jacht w całej stawce, Master
III – banner 23 racer. Przymierzaliśmy się do rywalizacji z Corsą, Awiorem,
Olorem i innymi tego typu jednostkami, a tu masz babo placek. Mogliśmy
zapomnieć o walce o pierwsze miejsce. Tym nie mniej, były to dla nas
najbardziej udane regaty w tym sezonie. W obu wyścigach w pierwszej dziesiątce,
na ponad czterdzieści jachtów i ostatecznie drugie miejsce w klasie, które
sprawiło nam wielką radochę. No cóż, nie zazdroszczę organizatorom tej zagwozdki.
Postępu nie zatrzymamy, ale chyba jednak jednostki turystyczne powinny ścigać
się z turystycznymi, a regatowe z regatowymi, bo żaden współczynnik tych
dysproporcji nie wyrówna. Łatwiej przyjąć, że bardziej nowoczesny jacht
turystyczny wygrywa ze starszą konstrukcją turystyczną, bo to przejaw
naturalnej ewolucji, ale puszczanie w jednym wyścigu bolidu formuły I i małego
fiata jest raczej absurdalne.
No i sędzia.
Jurek Kaczor po prostu wie o co w tym wszystkim chodzi. Nie przeszkadza w
zabawie. Cierpliwie powtarza wielokrotnie przez radio komunikaty dla
uczestników. Nie ma problemu by go o coś zapytać. Bardzo sprawnie radzi sobie z
przeliczeniami. Jeżeli żeglarze po zakończonych regatach nie dyskutują z
ożywieniem o sędziowaniu, to znaczy, że sędzia spełnił swoje zadanie bardzo
dobrze. I oby więcej takich sędziów.