SALI |
Zadar to
duże, przemysłowe miasto, z mariną, która ma swoje zalety, ale z pewnością nie
można o niej powiedzieć, że jest przytulna. A mimo to wyjątkowo się grzebiemy
tego ranka. Czy to jakieś niekorzystne biorytmy, czy może próba znalezienie
wczorajszego dnia, który skrył się w najciaśniejszych zakamarkach jachtu, nie
wiadomo. Ruszaliśmy się jak mucha w smole. Odbiliśmy dopiero około godziny
1000.
To już
przedostatni dzień tego rejsu. Warto by jeszcze stanąć w jakiejś urokliwej
zatoczce, z dala od tłumów i pocieszyć się urokami Adriatyku. Opływamy od
północy wyspę Uglajn, między Rt. Sveti Petar a wysepką Idula. Później, niemal
prosto na południe, w kierunku wyspy Iż. Bardzo mile w czasie żeglugi są
widziane wszelkie okazje, nawet najbardziej wydumane, do świętowania. Zawsze to
wprowadza ożywienie wśród załogi przełamując codzienną rutynę. Takie
okolicznościowe imprezy, są swego rodzaju punktami orientacyjnymi, której
później, w czasie długich jesiennych wieczorów, z taką przyjemnością się
wspomina. Oczywiście, niekiedy wspomina się i inne wydarzenia, nie zawsze
przyjemne, jak chociażby przedwczesne pobudki, urządzone przez kogoś, kto
zapomniał, że nie jest sam na jachcie. Ale na potrzeby morskich opowieści,
lepiej pozostawić sobie te przyjemne i wesołe wspomnienia.
Tym razem
zacnej okazji do świętowania dostarczył na Tomek, obchodzący kolejną rocznicę
ślubu. Co prawda nie było z nami najważniejszej osoby w takiej sytuacji, czyli
Werki, jego żony, ale współczesne rozbudowane środki łączności dają szansę
stworzenia namiastki bezpośredniego kontaktu. Ja wiem, to nie to, nic nie
zastąpi osobistego kontaktu. Tak czy owak był telefon do Polski, był pyszny
melon z szynką i czarny Jägermeister. Było dużo śmiechu i zabawy. Przy której
wpłynęliśmy między ciąg malutkich wysepek:
Veli, Mali i Srdinij a wyspę Iż.
Małe wyspy,
porozrzucane przy brzegu większej wyspy, tworzą atrakcyjny krajobraz
zachęcający do zatrzymania się. Wciskamy się między wysepkę Glurovic i cypel
sterczący z Iż i wpływamy do niewielkiej zatoczki, świetnie osłoniętej niemal
ze wszystkich stron. Rzec by można, chorwacki standard: cudowna przezroczysta
woda, ładnie porośnięte, dosyć wysokie brzegi i raptem jedna chatka na brzegu.
To takie miejsca, w które można wsiąknąć na całego. Jest czas na kąpiel. Mimo,
że temperatura wody nie jest już zbytnio zachęcająca do dłuższego przebywania w
wodzie, to jednak chętnych do wejścia nie brakuje. Niektórzy nawet więcej niż
jeden raz. W zatoce nie ma nikogo poza nami. Tym bardziej więc możemy
delektować się urokami tego miejsca. Zjedzenie pysznego obiadu w takich
okolicznościach to już taka wisienka na torcie. Jest fantastycznie. No cóż, i
tutaj jednak zawitała cywilizacja w postaci hodowli ryb. W miejscu gdzie stoimy
w minimalnym wymiarze, ale już po drugiej stronie, przy wysepce Srdinij jest
znacznie większa hodowla. Zachłanna cywilizacja swoje lepkie macki wyciąga coraz
dalej i dalej. Coraz trudniej od niej uciec.
Zatoka Soline |
Bez
pośpiechu, raczej bez entuzjazmu opuszczany zatokę Soline położoną na północnym
skraju wyspy Iž. Po wyjściu z zatoki trzeba uważnie obserwować wskazania sondy.
W odległości ok 0,2 MM od zachodniego skraju cypla osłaniającego zatokę jest
niebezpieczne wypłycenie. Mapy podają optymistyczne 2 metry głębokości, mam
jednak obawy, że to może być mniej. Gdy wypłynęliśmy z cieśninki między
Glurovic i Iž mieliśmy ok 40 m głębokości, która po chwili błyskawicznie
zaczęła się zmniejszać. Gdybyśmy szli bliżej wyspy, tak ok 0,1 MM, czyli
dokładnie w połowie między wyspą a płycizną mielibyśmy ok 15 m głębokości.
Kierując się po wyjściu z cieśniny kursem 225, który wydaje się być początkowo
najbardziej oczywisty dla żeglujących na południe, płynie się prosto na
niebezpieczną płyciznę. Wskazania sondy zmieniają się błyskawicznie.
Przepływamy tuż obok najpłytszego miejsca (wg mapy), sonda wskazuje poniżej 2
metrów głębokości pod balastem. Na twarzach załogi spore zaskoczenie. Co to
było! Więc jeśli ktoś tam będzie żeglował, szczególnie przy gorszych warunkach
pogodowych, to raczej polecam po wyjściu z cieśniny obranie kursu 270 i
pociągnięcie tak ok 0,5 MM, będzie bezpieczniej i spokojniej. I dalej kursem ok
135, z drobnymi korektami, już prosto do celu, czyli do Sali na wyspie Dugi
Otok.
Sali na kursie |
Odpowiednio szerokim
łukiem opływamy atrakcyjnie wyglądający półwysep Blud i środkiem toru wodnego,
między półwyspem a falochronem wpływamy do niewielkiej podłużnej zatoki, wokół
której rozłożyło się miasteczko Sali. Jest jeszcze kilka miejsc przy kei po
prawej burcie. Z tej strony jest bliżej do centrum kulinarno-rozrywkowego. Choć
i po drugiej stronie wyposażono keję w prąd i wodę, a i parę knajpek też się
znajdzie. Po zacumowaniu pierwsze wrażenie jest niezwykłe. Najlepiej można by
określić tę niewielką miejscowość jako „niezobowiązującą”. Pełen luz. Jest co
prawda więcej ludzi niż się spodziewałem, ale rozumiej dlaczego tak się dzieje.
To jest idealne miejsce dla tych, którzy gustują w leniuchowaniu na urlopie, w
pięknym otoczeniu i daleko od dużych aglomeracji miejskich.
Warunki
cumowania w Sali są całkiem przyjemne, zdecydowanie przyjemniejsze niż
marinach-kombinatach. Są nawet jakieś sanitariaty i prysznice. Co ważniejsze, w
przeciwieństwie do wielu innych odwiedzanych przez nas miejsc, wciąż
funkcjonują. Zdaje się, że w przeciwieństwie do nas, Chorwaci uważają, że sezon
letni trwa za długo i najzwyczajniej w świecie nie wytrzymują kondycyjnie. A
przecież, gdy żeglowaliśmy na przełomie maja i czerwca, to z kolei było dla
nich zbyt wcześnie i też często trafialiśmy na informację, że coś nie działa,
bo to jeszcze nie sezon. Oj za dobrze mają ci Chorwaci!
Jachty ustawione na nocleg w Sali |
Sali liczy
sobie ok 1000 mieszkańców i jest największą miejscowością na wyspie.
Posiada
tysiącletnią tradycję rybacką. Jest też nieco zabytków potwierdzających tę
długą historię: kościół NMP, kościół św. Rocha, kościół św. Mikołaja. Jest też
siedemsetletni las oliwkowy, będący obecnie rezerwatem Salijsko Polje. My
zaczynamy zwiedzanie Sali od wizyty w lokalu o nazwie Maritimo, oddalonym od
naszego jachtu o dobre 15 metrów, co okazało się być w zakresie możliwości
całej załogi. Podają tam różne kolorowe napoje znakomicie wpływające na
samopoczucie żeglarzy. W ten sposób wzmocnieni robimy obchód zatoki Sali.
Oglądamy całkiem świeże nabrzeże z promenadą po zachodniej stronie zatoki. Jest
tu znacznie więcej miejsca niż po przeciwległej stronie. Trochę tu jeszcze
trzeba zrobić. Myślę jednak, że to tylko kwestia czasu, jak właśnie zachodnia
strona stanie się głównym centrum dla żeglarzy w Sali.
Maritimo - zaciszna przystań dla żeglarzy |
Słońce
dyskretnie, po cichutku zaczęło chować się za horyzontem. Zaczęły zapalać się
kolejne światła w mieście. Zrobiło się bardzo nastrojowo. Ta atmosfera
tajemniczości tak mocno na nas wpłynęła, że postanowiliśmy przysiąść w jednej z
knajpek ze stolikami tuż nad wodą. Wszyscy zamówiliśmy tradycyjne, typowo chorwackie
danie, pizzę. Co by nie powiedzieć była całkiem smaczna.
Sali
słynie z oślej muzyki. Rytm wybijany jest na żelazkach i innych sprzętach
domowych, muzykanci grają na rogach wołowych. Całość kończy się wejściem
grajków do wody. Niestety nie mieliśmy szczęścia trafić na to szczególne
widowisko. Ale z jednej strony przy naszej burcie przycumował jacht ze
słoweńską załogą. Od razu było widać, że coś tu się szykuje. Ustawili na brzegu
sporego grilla. Ilość przygotowanego mięsiwa była jeszcze większa. Gdy
wróciliśmy ze spaceru impreza u sąsiadów zaczynała się rozkręcać. Oczywiście
trudno było nie zamienić z nimi paru słów. Jednak do pewnego momentu wszyscy
pozostawaliśmy na swoim pokładzie. Jednak, gdy część załogi udała się na
spoczynek, reszta załogi, nie stawiając zbyt mocnego oporu dała się wciągnąć w
rytm typowej słowiańskiej imprezy. Jakiś toast, jakiś dowcip, gadu-gadu. I trwało
to bardzo długo, niemal do rana.