Kamień Pomorski, to nieodmiennie, od lat, różne sympatyczne doznania. Jest tam coś takiego w klimacie, że jakby nie było, zawsze jest fajnie.

Wracamy do przystani w dobrych nastrojach. Dodatkowo, to co się dzieje w Kamieniu, też napawa optymizmem. Na budowie zupełnie nowej, dużej i nowoczesnej mariny praca wrze w najlepsze. W samym mieście też dużo się dzieje. Fajnie, że nie spoczęli na laurach, że działają w myśl zasady, że nigdy nie jest na tyle dobrze, że nie może być lepiej. I jak tu nie wierzyć w jakiś magiczny przepływ pozytywnej energii. Żeglarze lubią Kamień, w Kamieniu lubią żeglarzy. Nie było co prawda, jak w poprzednich latach różnych konkursów, wszak na placu budowy byłoby to nieco niebezpieczne. Poza tym na placu budowy trzeba poruszać się w kaskach ochronnych, a akurat nie mieliśmy ich na jachtach. Mimo wszystko przywitała nas pan wiceburmistrz, jak zwykle życzliwy, jak zwykle uśmiechnięty. No a wyżerka jaką nas ugoszczono była po prostu niesamowita. Niestety na szaszłyk się nie załapałem, bo ruszt z szaszłykami był tak oblegany, że nawet taranem trudno by było się do niego przebić.
Warte podkreślenia jest to, że ta życzliwość nie jest związana tylko z wieczornymi uroczystościami. W związku z trwającymi pracami są chwilowo pewne niedogodności, m.in. trudno nabrać gdzieś wody. Poszedłem przed wyścigiem do pana bosmana portu, z pytaniem, czy gdzieś nie ma jakiegoś sensownego ujęcia wody. Akurat tam gdzie urzędował takowego nie było, ale z wielką życzliwością udostępnił inne pomieszczenie gdzie mogłem bez problemu zatankować. A przecież On tam jest sam, nawet jak przypływa kilkadziesiąt jachtów na raz.
Żeglarze nie byliby sobą, gdyby po części oficjalnej nie kontynuowali zajęć w bardziej kameralnych warunkach. Tym razem zostaliśmy zaproszeni na salony na Triché, wszak było Krzysztofa. Jak przystało na kulturalnych dżentelmenów, wzięliśmy małe co nieco w przezroczystym opakowaniu i udaliśmy się na przyjęcie. Uciech wszelakich do późnej nocy było co niemiara. Zostało opowiedzianych niezliczona ilość dowcipów. Jednak jedyne co pamiętam, to to, że zaśmiewałem się do łez. Gdybym jednak miał powtórzyć którykolwiek z tych dowcipów, to miałbym wielki problem. Jednym uchem wpada, drugim wypada. Zupełnie jakby w głowie był wielki przeciąg. Nasuwa to wielce niepokojące podejrzenia co do tego, czy jest coś w środku. Może następnym razem, na wszelki wypadek, zatkam sobie jedne ucho i coś się uda zatrzymać.
Kamień Pomorski, oprócz wielu niezaprzeczalnych zalet, ma jedną dosyć istotną dla żeglarzy wadę. Otóż stojąc przy kei miejskiej przy zachodnim wietrze, a takie nie należą tu do rzadkości, jest się narażonym na spory dyskomfort. Rozpędzone wiatrem fale na powierzchni całego zalewu tłuką o burty jachtów. Leżąc w koi ma się wrażenie, że leży się na pace starego stara przeznaczonego do przewozu węgla, pędzącego z szaloną prędkością po bardzo krętej i bardzo dziurawej drodze. Mi.in. z tego powodu z taką radością patrzyliśmy jak szybko buduje się marina w Kamieniu. Ale tym razem było inaczej. Spędziliśmy tu dwie noce i dwa razy wiatr na wieczór zupełnie zamierał i zaczynał dmuchać na ranem. Spało się więc wyśmienicie. To nie była paka starego stara, tylko super wygodne tylne siedzenie w leksusie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz