Rozmyślałem o tym wszystkim patrząc na łyse jak kolano wyspy archipelagu Kornaty. Bardzo mocno reklamowanego parku narodowego, obejmującego ok. 150 wysp i wody wokół nich. Kornaty nie specjalnie mi się podobały, choć niewątpliwie fajnie jest pływać między, tak gęsto usianymi wyspami. Zdania na temat tego co jest piękne, a co nie zwykle są podzielone. Również Kornaty mają swoich wielbicieli. George Bernard Shaw napisał np., że „Bogowie chcieli ukoronować swoje dzieło i ostatniego dnia tworzenia z łez, gwiazd i tchnienia morza stworzyli Kornati”. No cóż, o gustach się nie dyskutuje. Ale to co najbardziej przyciągnęło moją uwagę, to kamienne murki. Jest ich mnóstwo. Dzielą na kawałki, zupełnie łyse i bezludne wyspy. Gdzieś tam od czasu pojawi się jakaś koza, która sobie tylko znanym sposobem przemieszcza się po pionowych urwiskach skalnych. Mało tego, zgodnie z ustawodawstwem chorwackim niczego nie wolno tam budować. Ale murki stoją i przypominają o dziwnej naturze człowieka.
Zatrzymaliśmy się w bardzo przyjemnej zatoczce wyspy Opat. Cisza, spokój, bardzo nas to ucieszyło, bo akurat mieliśmy za sobą dosyć wietrzny i ogólnie trudny dzień żeglugi. Było już gdzieś około 23.00. W knajpce, jedynym obiekcie na wyspie, pustki, piec wygaszony. Skoro jednak przyjechali turyści, to obsługa się sprężyła i przygotowała nam całkiem dobre jadło: ryby i ziemniaki z warzywami pieczone na blasze. Było świetnie, humory nam dopisywały, do momentu gdy przyszło płacić. Była to zdecydowanie najdroższa kolacja jaką było mi dane jeść w Chorwacji i Grecji. Dla niektórych było to w ogóle najdroższa kolacja w życiu. Trzeba przyznać, że Chorwaci bardzo się starają, aby goście uważali pobyt w Chorwacji, za prawdziwy luksus.
Na szczęście, niedaleko jest Szybenik, Skradin i rezerwat Krki. Tam też oskubią was z kasy, ale przynajmniej jest pięknie. Ale to już zupełnie inna historia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz